Wakacje rozpoczęły się na dobre, wraz z nadejściem ciepła i długi dni można było łatwo poczuć tę swobodę wiążącą się z brakiem prac domowych, sprawdzianów i obowiązku wstawania rano na zajęcia. Jako rodzina spędzali je różnie, czasami wypadały jakieś wyjazdy, czasami wyjeżdżał z bratem na obóz, gdy jednak zostawali w domu, w niecodziennie cichych pomieszczeniach wszyscy oddawali się spokojnemu lenistwu, temperatury uważając momentami za zbyt nieznośne dla wilkołaków do przetrwania.
Było gorąco. Ale nigdy za gorący, żeby nie móc wyłożyć się w ogrodzie, dokładnie na granicy słońca i cienia jabłonki.
Pysk zagłębił się w zieloność trawy, dawno już przez nikogo nie koszonej, bo gdzie w tym żarze ktoś miałby za kosiarkę łapać. Stokrotki przebijały się przez źdźbła, znienawidzone przez mamę mlecze wyrastały pod samym murkiem ogradzającym posesję, Vi osobiście je bardzo lubił za ich żółty kolor, lubił za przekonanie, że zdmuchnięcie takowego miało się wiązać z pomyślnym spełnieniem się życzenia. Przeciągnął się nieco, z drżeniem całego ciała i błogim mruknięciem wyprostował kończyny, mlasnął jęzorem, nie otwierając nawet oczu. Promienie przyjemnie nagrzewały ciemny bok.
I kiedy już myślał, że lekki sen znów go zmorzy, złapie w swoje objęcia, wspomagany aurą letniego relaksu, coś szarpnęło za ogon, pociągnęło boleśnie sierść. Virgil podniósł z niezadowoleniem powieki, prychnął, wykręcił łeb, by spojrzeć za siebie.
Valerius właśnie pochwycił ponownie w pysk końcówkę jego ogona, chciał targnąć nim, gdy spostrzegł, że brat patrzy. Szczeniak wybałuszył oczy, znieruchomiał na chwilę, rozważając wszystkie możliwe wyjścia z kłopotów. Zdecydował się na powolne odłożenie ogona na ziemię, spojrzenie mając złączone z bratem. Vi obserwował Valeriusa w spokojnym milczeniu, poczekał, aż ten grzecznie usiądzie, jakby składając niemą obietnicę, że więcej swojego wybryku nie powtórzy, uszy przylgnęły ciasto do głowy. Virgil ułożył z powrotem pysk w trawie.
Drobne łapki nie zdążyły na dobre ponieść swego właściciela ku nowej rozrywce, długi ogon pacnął zaczepnie ziemię. Młody zaskomlał, wilkołak mógł przysiąc, że wręcz widział ten wykrzywiony ciekawsko łepek. Ogon poruszył się znowu, więcej Val nie trzeba było zachęcać. Rzucił się z piskliwym szczeknięciem, następując poduszeczkami na sierść, zabawka jednak sprawnie wyrwała się spod jego ciężaru, legła wyżej, zaraz gdzieś indziej, drażniąco przejeżdżając po pyszczku, który nie był w stanie jej złapać i ugryźć
Vi przysypiał dalej, w duchu śmiejąc się z poirytowanych szczeknięć brata.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz