04 listopada 2023

Od Bashara - Klucz

Praca lekarza nie składała się jedynie z przyjmowania pacjentów. A przynajmniej nie było tak w przypadku Bashara – doktor Karim dzielił swój czas pomiędzy pacjentów, studentów, a także grupę badawczą, której był niewielką częścią. Jeśli komuś wydawało się, że praca lekarza jest łatwa i wygodna, a do tego lekarze opływają w luksusy, zarabiając krocie, chyba nigdy nie widział na oczy prawdziwego lekarza.
Studenci potrafili dać mu w kość, bo chociaż do szpitala nie wpuszczali przecież tych praktycznie nieopierzonych licealistów, a żeby chociaż iść zmierzyć ciśnienie pacjentowi, student musiał nie dać się zniszczyć całej garści egzaminów, to jednak nadal były to dzieciaki, których doświadczenie w większej mierze brało się z oglądania seriali medycznych, niż czegokolwiek innego. Ich podejście do pacjenta pozostawiało wiele do życzenia, nie łączyli podstawowych faktów i najczęściej wpatrywali się w Bashara tymi wielkimi, lekko przerażonymi oczami. Zaś doktor Karim, znany przecież ze swej anielskiej cierpliwości, skrupulatnie tłumaczył biednym podlotkom, że wożenie się po szpitalu ze stetoskopem przewieszonym przez szyję nie jest szczytem lekarskiej mody.
Praca z resztą zespołu naukowego była chyba jedynym czasem, gdy Bashar nie był otoczony przez profanów. Mógł mówić z nimi normalnie; nikt nie patrzył na niego dziwnie gdy używał łacińskich nazw, sformułowań w rodzaju próby kontrolnej, odchylenia standardowego i punktów procentowych. I gdy tak zapadał się w pracę u boku ludzi, którzy mieli głowy (całkiem pełne) na karku, potrafił na pewien czas zapomnieć, że przecież postęp ich pracy nadal zależał w dużej mierze od administracji. Czyli tej bandy idiotów, którzy zawsze mieli pieniądze na firmowe krówki i długopisy, mieli też czas na kretyńskie szkolenia i kręcenie filmików do wstawienia na stronę, ale rzadko kiedy rozumieli, że tym, czego najczęściej potrzebują naukowcy, są po prostu fundusze, a negatywny wynik próby jest po prostu wynikiem, nie zaś porażką.
Ludzie najczęściej nie uświadamiali sobie, jak dużo czasu było potrzebne, by dany lek wszedł na rynek – ile prób, testów i pomysłów trzeba było, by od choroby i zrozumienia jej przyczyny przejść do stadium, kiedy dało się po prostu przepisać pacjentowi kurację, która choć złagodziłaby symptomy, nie mówiąc już o jakimkolwiek cudownym wyleczeniu. Sam proces był oczywiście kosztowny, wymagał nie tylko materiałów i prób, ale i wypłaty dla pracowników (niespodzianka, ludziom trzeba było płacić!), a także samego utrzymania sprzętu. Bashar wiedział, że na wszystko szły góry pieniędzy, ale jeśli lek udało się opatentować, firma mogła liczyć na zysk daleko przekraczający wszystkie poniesione wydatki.
Dlatego też nie spodziewał się takiego obrotu sprawy – przecież całość była już na ukończeniu, ilość zatopionych w projekcie pieniędzy przytłaczająca, już tak niewiele brakowało, by przejść do testów klinicznych.
— Jak to – zabierają nam fundusze? — spytał z niedowierzaniem, gdy doktor Lockwood z grobową miną oznajmił mu decyzję wyżej postawionych. — Czy oni wszyscy rozum postradali?
— Też bym ich wysłał do psychiatry — odparł Lockwood. — Ale wiesz, pacjenta nie można zamknąć w ośrodku wbrew jego woli, chyba że stanowi zagrożenie dla innych.
— Przecież te bałwany stanowią zagrożenie dla innych!
— Chodzi bardziej o bieganie za ludźmi z siekierą…
I tak fundusze zostały cofnięte, grupa mogła pożegnać się ze stałymi dostawami ich głównego odczynnika.
Bo ludziom wydawało się, że skoro nauka i medycyna poszła do przodu, człowiek oderwał się już całkowicie od uzależnienia od przyrody, zaś wszelkie lecznicze substancje pochodziły wyłącznie z reaktorów chemicznych, nie zaś z korzeni roślin lub narządów zwierząt. Tymczasem zaś medycyna zatoczyła właśnie pełne koło i oto jedną z nowych dróg, gdy z chorobą nie dało się poradzić konwencjonalnymi metodami, było zastosowanie leczenia biologicznego. Białka syntezowane przez inne organizmy potrafiły przemóc dolegliwości czyniące życie pacjenta nieustanną walką z własnym ciałem, miały jednak jedną wadę – organizm bardzo często rozpoznawał je jako obce i swoim sposobem postanawiał się ich pozbyć.
Zespołowi Bashara udało się znaleźć białko wykazujące odpowiednią skuteczność w blokowaniu obecnych w organizmie białek chorobotwórczych, przy jednocześnie niskiej immunogeniczności – myszy, na których jak na razie testowali kurację, dawały się leczyć, a ich organizm nie przechodził w tryb bojowy, walcząc z zawartością każdego podanego zastrzyku. Była duża szansa, że po przejściu na bardziej skomplikowane organizmy, a w końcu i ludzi, trend ten się utrzyma i już tylko parę lat będzie czekało lek, nim trafi na rynek. Ale widać komuś na górze nie starczyło cierpliwości i próbował zdusić projekt. Wiadomo, bez pieniędzy nie ma wyników, a jak nie ma wyników, to laboratorium się zamyka, zaś wszyscy pracujący w nim naukowcy dostają po kartonie na spakowanie swoich rzeczy. I tyle. Cała praca na nic.
— Nie wiem, skąd weźmiemy teraz algi, przecież one były kluczem do wszystkiego — westchnął ciężko Lockwood, przecierając łysinę zmaglowaną przez życie chusteczką. — Akurat wszystkie cięcia poszły z puli na reagenty…
Doktor Karim zmarszczył brwi, zamyślił się na dłuższy moment.
— Coś się wymyśli. Jak nie chcą dać po dobroci, to…
— To…? — zainteresował się Lockwood.
— …to spróbujemy jakimś innym sposobem.
Na przykład nielegalnym.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz