Byłam wdzięczna, że koszmary tej nocy ominęły mnie szerokim łukiem. Po wczorajszej akcji z listem od tajemniczego Eryka zasypiałam z dziwnym niepokojem, który trzymał mnie na granicy snu i czuwania aż do rana. W końcu udało mi się jednak zamknąć oczy na dłużej, choć wyczerpanie było odczuwalne od razu, gdy tylko otworzyłam oczy. Poranek nie zapowiadał się idealnie, zwłaszcza że światło w moim pokoju wydawało się dziwnie chłodne i ponure.
Wstałam, przecierając oczy, i podeszłam do lustra, by ogarnąć włosy. Przez zmęczenie ledwo się na siebie patrzyłam, ale w pewnym momencie coś przykuło moją uwagę. Spojrzałam uważniej i prawie zrobiłam krok w tył – moje włosy, zazwyczaj długie i niesforne, wydawały się... dłuższe. Były też bardziej skręcone niż zwykle, ale nie w taki naturalny, delikatny sposób, tylko jakby ktoś z premedytacją zakręcił je w ciasne fale. Było to dość dziwne, ale jeszcze nie na tyle, by mnie wystraszyć. „Może po prostu mi się wydaje,” pomyślałam, podnosząc szczotkę i zaczynając czesać włosy, które jakby opierały się moim ruchom.
Próbując ignorować te dziwne wrażenia, przeczesałam włosy palcami, ale coś mi wciąż nie dawało spokoju. Czułam, jak pod dotykiem kosmyki zaczynają reagować na moje palce – im bardziej je głaskałam, tym bardziej się falowały, niemalże skręcały wokół siebie. Miałam wrażenie, że włosy żyją własnym życiem i... falują w rytm mojego nastroju? Przestałam czesać i odsunęłam szczotkę, spoglądając na nie szeroko otwartymi oczami.
Kiedyś ktoś mi powiedział, że magia ma swoje sztuczki, a zwłaszcza w mieszkaniach pełnych dziwnych stworzeń. Może brzmi to absurdalnie, ale wiedząc, że moim sąsiadom też zdarzały się różne niespodzianki, zaczęłam się zastanawiać, czy to możliwe, żeby i mnie przydarzyło się coś... magicznego. Wzięłam głęboki oddech i w końcu, trochę z powątpiewaniem, sięgnęłam po telefon. Wpisałam w przeglądarkę „nagłe zmiany włosów magia”.
Jakie było moje zdziwienie, gdy jako pierwszy wynik wyskoczyła mi strona opisująca „zaklęcia urody” i modyfikacje wyglądu na podstawie stanu ducha. Skoro to już miałam na ekranie, kliknęłam i zaczęłam czytać, jak można „pobudzić osobowość do życia” poprzez zmiany koloru włosów. Coś o wpływie kolorów na naszą energię i wyrażanie emocji przez ciało. Zaintrygowana, ale jednocześnie trochę sceptyczna, czytam dalej, aż w końcu natrafiam na prosty tekst zaklęcia: „Dopasuj barwy do mojego nastroju, pokaż, kim jestem i co czuję.”
Pomyślałam, że skoro mam okazję, to czemu by nie spróbować? Raz się żyje, prawda? Skupiłam się, zamknęłam oczy i szeptem wypowiedziałam słowa z ekranu. W momencie gdy skończyłam, otworzyłam oczy, a moje dotychczas rude włosy zaczęły powoli przechodzić w kolor głębokiego fioletu. Stałam tam z otwartymi ustami, wpatrując się w swoje odbicie i nie mogąc wyjść z podziwu. Odcień był intensywny, bogaty i idealnie do mnie pasował. Jednak kiedy przeczesałam włosy palcami, zobaczyłam, jak końcówki zaczęły mienić się delikatnie jaskrawo-różowymi refleksami.
„Okej… to już jest coś.” Poczułam, jak mój entuzjazm wzrasta. Próbując zobaczyć, co jeszcze mogę zrobić, przesunęłam palcami przez grzywkę, która natychmiast przybrała kolor soczystej zieleni. Eksperymentowałam dalej – turkusowe końcówki, neonowo-żółte refleksy, moje włosy migotały, przeskakując między odcieniami jak w kalejdoskopie. Było to piękne, ale jednocześnie trochę przerażające, jakbym miała na głowie płynący, żywy obraz. Im dłużej przyglądałam się temu zjawisku, tym bardziej moje zmysły zaczynały się wyostrzać. Każdy dźwięk, zapach, a nawet najmniejsze emocje nagle wpływały na barwy moich włosów. Gdy tylko czułam choćby nutę niepokoju, kolory zaczynały błyskać jaskrawo, a kiedy się uspokajałam, przybierały głębokie, chłodne odcienie. To było niesamowite, ale jednocześnie przytłaczające – wszystko wokół zdawało się wpływać na moje włosy.
Zrozumiałam, że muszę coś zrobić, aby to opanować. Przeszukałam więc internet, wpisując gorączkowo frazy w stylu „jak odwrócić zaklęcie koloru włosów”. Po dłuższym czasie natrafiłam na wzmiankę o eliksirze stabilizującym – prosty przepis, który miał przywrócić naturalny kolor. Wystarczyło zmieszać herbatę z kilkoma kroplami olejku lawendowego i szczyptą przypraw. Na szczęście wszystko miałam pod ręką. Natychmiast zabrałam się do przyrządzania mikstury, a kiedy skończyłam, wzięłam łyk. Smak był intensywny, lekko cierpki, ale działał niemal natychmiast. Po chwili spojrzałam w lustro i odetchnęłam z ulgą, widząc, jak moje włosy powoli wracają do znajomego, rudego koloru. Przygoda była fascynująca, ale byłam wdzięczna, że magia tym razem przeszła na spokojniejszy poziom – może nie wszystko muszę testować na własnych włosach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz