07 listopada 2024

Od Dantego – Nauka (II)

— Soren zero, Wadpat jeden — parsknął Dante, w najlepsze drwiąc z przyjaciela, otwierając wymienioną stronę, już dobrze syrenowi znaną jako narzędzie do torturowania Zapałki. — Widać profesjonalista musi pokazać wam, jak radzić sobie z tą ciężką lekturą.
Profesjonalistą w temacie, rzecz jasna, Dante żadnym nie był, jak w wielu innych dziedzinach, co nie przeszkadzało mu określać się tym mianem. Odważnie jednak założył, że jemu te wytwory nie odbiorą resztek poczytalności, nie uczynią zmarnowanym wrakiem o pustym spojrzeniu i ostatnim uśmiechu wisielca, który może nawet cieszy się na koniec, szuka bladych pozytywów w nadchodzącym spotkaniu z kostuchą. Bo Dante, z walecznym sercem bijącym w szerokiej piersi, pewny siebie i dumny, wyznaczający grubymi obcasami wielkość swojego ego, nie zamierzał ulec tym marnym autorom, śmiejącym nazywać się fanami, gdy dobrze choćby jednego gestu swojego idola nie znali. Tam, gdzie polegli jego towarzysze zniszczeni głupotą wrogą, to stamtąd właśnie pluł syren w twarz podobnym stworzeniom, za komedię przyjmował ich pomysły poruszenia krnąbrnymi partiami jego wewnętrznego morza.
Więc rozsiadł się na kanapie, swoim amfiteatrze na ten wieczór, przejmując szeroko rozstawionymi nogami przestrzeń przed telefonem z livem – scenę – i nakładając na twarz zabójczy półuśmiech – maskę. W dziedzictwie krwi solmaryjscy przodkowie zostawili mu uwielbienie do widowisk, czynienia popisów przed całym półkolem wypełnionym złaknionymi przedstawienia rodaków, to i w dantejskiej naturze leżało dostarczanie rozrywki godnej wielkich aktorów zamierzchłych czasów, po której ludzie padną, i, niech pierdolony wszechświat pozwoli, nie wstaną, by więcej równie zajmujących popisów literackiej amatorszczyzny nie tworzyć.
— Zatem wyzywam cię, otwórz… — Soren zawahał się, szukając właściwego słowa, w końcu machnął gniewnie kieliszkiem, nie znalazłszy sprawiedliwego opisu fanfika, co łączyłby się z jego odczuciami. — Otwórz podobne dzieło o sobie i spróbuj przetrwać trzy rozdziały.
Słowo „wyzwanie” magicznie działało na niego, z miejsca wyznaczało poprzeczkę, którą Dante przeskoczyć zwyczajnie musiał, z podskórnej potrzeby i nieuleczalnego spierdolenia. Pod jego imieniem wyskoczyło trochę tytułów, syren zamknął oczy, wstrzymał myślenie, ruszył listę, wbił mocno po chwili palec w ekran, wybierając tym samym swojego przeciwnika. Na okładce – ręką zaciśnięta na złotym pistolecie, z napisem dodanym chyba na telefonie.
Nauka złotej broni — przeczytał, minutą ciszy opłakując przeżarte kretynizmem myśli autora. — Jest nieobliczalny, niebezpieczny, groźny. Ale ja go naprawiłam, dla mnie zrobił się chłopakiem idealnym i kocha mnie, mimo tego, że jestem tylko zwykłą, szarą myszką. Dante Selachinius to jeden z największych przestępców w mieście, który skradł moje serce, a ja jego. Oto nasze wspólne życie. Po pierwsze — podjął Dante, głosem słodkim, najsłodszym, jak u tej syreny pięknie wyglądającej na skałach i morderczej z bliska — kocham tylko jedną osobę i na pewno nie jest to pierwsza lepsza myszka z ulicy, a po drugie proszę zostawić moje serce tam, gdzie jest, inaczej wam nogi z dupy powyrywam, żebyście się do niego nie zbliżali.
— Dante — rzucił Soren, prawie syknął, wymownie zerkając na sypiące się reakcje oglądających — to dopiero opis.
— Wiem — syren wzruszył ramionami — ale już musiałem rozpierdolić te dyrdymały.
Łatwo poszło, nie mogło być z resztą fanfika trudniej. Pominął pierwszy rozdział mimo protestów przyjaciół, argumentując, że nic ciekawego w tych pierwszych nigdy nie ma, zaczął czytać drugi, a maska wybitnego komedianta opadła tylko niżej i niżej, im dalej w tekst się Dante zagłębiał.
Siedziałam z Dantem na obiedzie u rodziców. Ubrałam się w to — Soren prędko zabronił włączania kolejnych abominacji modowych z tych linków w tekście, pozostała dwójka zgodziła się błyskawicznie — a Dantemu kazałam założyć to. Wyglądał tak seksownie, że oczy wychodziły mi z orbit przez zachwyt i chyba się śliniłam. W pewnym momencie poprosiłam, czy tata może podać mi sól, a Dante i mój ojciec wyciągnęli rękę po sól. „Dante”, powiedział tata. „Tak?”, odpowiedział mu Dante, a wtedy tata powiedział „Wiem, że przez ciebie moja córka nie jest już cnotką”. Dante uśmiechnął się gorąco. „Ona nigdy nią nie była”, powiedział.
Dramat.
Komedia umarła, ledwo się narodziła. Spalona na wióry przez niedocenionego przeciwnika stała się żyznym podłożem dla dramatu, kpiącego sobie z humoru i lekkości formy. Dramat okrutny, niszczący duszę, niszczący umysł, odmawiający upragnionego katharsis i zmuszający do pochłonięcia w siebie i zamknięcia gdzieś głęboko żałości, którą podstępny twór wywołał. Przeliczył się. Jakże się przeliczył, sądząc, że jego nie zniszczą szalone pragnienia widzów, że wygrać on może dla swoich przyjaciół tę bitwę. W tej pierwszej chwili, w pierwszych zdaniach stracił wiarę, nadzieję i wolę, dołączając do grona wraków bez sił na ryki rozbawienia. Mnie to nie dosięgnie, tak mówili wszyscy, aż ich dosięgło, jak jego teraz. Przyjął pokrzepiająco zaciskające się na jego ramionach dłonie Sorena i Liliana, gdy opadł na oparcie kanapy, kładąc się wśród poległych. Nigdy tak krótko nie wytrwał na ringu.
Może, pomyślał przelotnie, w jakimś przypływie chęci oczyszczenia z grzechów, które go tutaj sprowadziły, może to czas wyspowiadać się z przeszłości.
— Czy przypomnieć ci, drogi przyjacielu, twoje słowa sprzed chwili? — zaczął cicho Soren, jakby wcale nie chciał dołożyć jebanej soli do jego ran. — Jak to szło, Lilian?
— Zamilcz — burknął krawiec. Duma nie pozwalała mu przyznać się do takiej przegranej z kretesem. — Gęba na kłódkę. Bez komentarza.
— Czytaj, Dante — westchnął Lilian, odmawiając sięgnięcia po ulubioną bobę. Dłoń przesunęła się od kubka, przez kieliszek, aż do butelki wina, chwyciła mocno szyjkę. Lilian, niby przypadkiem, wychylił się poza kamerę, nie żałując sobie łyku z gwinta. — Spraw nam tę wątpliwą przyjemność dowiedzenia się, co jest dalej.
Dalej mógł być tylko rozpierdol. Ignorując zaczepkę Liliana, Dante pochylił się w przód, do kamery, wpierw ze spuszczonym spojrzeniem, które podniósł bardzo, ale to bardzo powoli, by dać czas widzom dojrzeć dobrze jego rozpacz za swoim umysłem pozbawionym wiedzy o tym fanfiku i żądzę zemsty.
— Autorze Nauki złotej broni — zaczął — jeśli to oglądasz, a mam nadzieję, że to oglądasz, oto kilka słów ode mnie dla ciebie. Wpierdolę każdemu, kto będzie w podobny sposób próbował dobrać się do moich spodni i będzie chciał wykorzystać…
Groźby nie dokończył, w usta mu została wciśnięta słomka od kubka z bobą, Soren, dzielnie starający się o zachowanie resztek normalności tego live’a, których łapać się będzie jego manager przy prostowaniu całej reszty, obezwładnił uśmiechem widownię.
— Cóż to była poruszająca wyobraźnię i gorsząca historia, aż Dante musiał złapać oddech i się napić.
— Śmieszniej jest, jak to o Zapałce się czyta — mruknął niepocieszony, od niechcenia przeglądając dalej listę fanaberii fanów. — Między zdradą a pięścią? — przeczytał, co rzuciło się mu się przypadkiem w oczy, zerknął pytająco po przyjaciołach, czy ciągnąć należy ten teatrzyk. Lecz skoro już przeczytał kolejny tytuł, nie pozostało im nic innego, jak nakarmić wygłodniałych wyjątkowego materiału oglądających. — Szybko przekonałam się, że Soren nie jest tym gościem, za jakiego się podaje. Zdradzona obiecałam sobie, że już więcej się nie zakocham, aż pewnej nocy uratował mnie przed porwaniem Dante, szef mafii. Teraz nie wiem, co zrobić, gdy ci dwaj nieustannie walczą o mnie.
— Oddaję ją! — wrzasnął model, nim syren skończył czytać, rozpoczynając zdesperowaną licytację.
— Nie, ja ją oddaję!
— Sprzedam ją na aukcji!
— Ja sprzedam jakimś muzykom!
Wymiana trwała dobrą chwilę, eksplorując coraz to kreatywniejsze pomysły wyrzucenia ze swojego życia głównej bohaterki, z czego niektóre szczęśliwie (w nadziei obojga) nie zostały usłyszane przez widzów. Ostatecznie jednak zgodni doszli do wniosku, że delikwentki pozbyliby się wspólnie, kończąc całe przedsięwzięcie kieliszkiem szampana, bo nie dość, że wrzucano ich w niechciany romans, to jeszcze stawiano przeciwko sobie.
„Dante”, warknął Soren — przeczytał syren jakiś przypadkowy fragment. — Stał po drugiej stronie chodnika, jego złote oczy jarzyły się jak żarówki w nocy. „Dotknij jej, a cię zabiję. Ty nie umiesz się obchodzić z kobietą, małpo”. Dante mnie dotknął, a ja straciłam czucie w nogach. Szczeknął na Sorena i wyzwał go na pojedynek. „Nie jesteś taki!”, krzyknęłam, bo znałam Dantego, który tylko popychał mnie w przejściach, a nie rzucał na ziemię jak innych.
Zamknął Watpada, skończył, zostawił. Fanfikowy badboy zapadł się w poduszki, pocierając kąciki oczu, tym gestem podpatrzonym od zmęczonego lekarza i mimowolnie wykorzystywanym przez niego samego. Ciężkie westchnienie uciekło z piersi, noszące w sobie frustrację zbudowaną w czasie krótszym od wypicia jednej solidnej lampki wina.
— No dobrze, pośmialiśmy się ze mnie i z Sorena. Lilianie — odparł, spoglądając na przyjaciela. W błękitnych oczach dostrzegł strach przed nadchodzącą falą, zwierzęcą chęć ucieczki od zagrożenia, błagalną prośbę, której lojalni przyjaciele nie zamierzali wysłuchać. — Panie Lilianie, pana nieszczęsna kolej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz