07 listopada 2024

Od George'a - Kwiat

Chciał być jak najdalej od reszty. Siedział więc sam na skraju asfaltowego boiska jego podstawówki, znudzony dniem wolnym od zajęć, jednak nie od szkoły. Włożył dłoń między źdźbła trawy, wciąż mokrej od nocnego deszczu. Pomiędzy zielonymi pędami rosły wystające ponad nie dzikie kwiaty. Zaniedbany trawnik został wysiany przez wiatr mleczami. George zerwał jeden z nich. 
Wyglądem przypominał mu słońce, którego promienie grzały mu plecy. Niebo było bezchmurne, co sprzyjało gorącej, prawie letniej pogodzie. Jego ciało było wybitnie słabe w utrzymywaniu stałej temperatury, a więc uwielbiał ciepło. Zamknął na chwilę oczy, a cała chwila miała okazję stać się naprawdę przyjemna. Niestety poczucie samotnego odpoczynku przerwały mu krzyki rówieśników, znajdujących się niedaleko.
— Osa! — Usłyszał, przez co odwrócił się w stronę dźwięku — Mam na nie alergię! Zrób coś!
Odwrócił głowę tak, by móc obserwować cały harmider. Ciemna kropka ścigała przez chwilę małą dziewczynkę, aż w końcu ta odrzuciła ją od siebie ciosem. Owad uderzył o ziemię, a grupka spanikowanych dzieci odbiegła. 
Przez chwilę chłopiec czekał, aż osa odleci, jednak nic takiego się nie stało. Podniósł się i wraz ze swoim mleczem poszedł do niej, by sprawdzić jej stan. Zmartwiony kucnął przy owadzie, który okazał się nie być osą, a niewinną pszczołą. Wciąż poruszała się, choć powoli. George zmarszczył brwi. Nie chciał, by któreś z dzieci obecnych na boisku przypadkiem ją zdeptał. 
Ostrożnie złapał ją. Chociaż stworzenie było malutkie i delikatne, czuł jakby pomiędzy palcami trzymał cały świat. W pewien sposób tak było. W oczach pszczoły odbijał się gorący asfalt wraz ze znajdującymi się na nim ludźmi, pobliski trawnik z mleczami, które zapewne zwabiły ją do tego terenu i jej ukochane niebo, do którego zapewne miała ochotę powrócić. Cały jej świat i całe jej życie znalazło się w dłoni George'a.
Zanim owad zdążył się zorientować, co właściwie się z nim dzieje, został odstawiony na mlecz, który zerwał wcześniej chłopiec. George po drodze do trawnika osłaniał kwiat przed wiatrem, żeby ochronić pszczołę przed zdmuchnięciem. W końcu dotarł na miejsce i ponownie siedział na krańcu boiska.
Powoli włożył mlecz pomiędzy źdźbła trawy. Chociaż bardzo chciał, nie wiedział jak mógłby pomóc pszczole. Obserwował ją więc. Podziwiał budowę owada. Mimo swojego malutkiego rozmiaru, był silny. Odnóżami zanurzony był między płatkami mlecza. Poruszał się coraz żwawiej.
Spędził z stworzeniem parę minut. W końcu jednak nadszedł czas na pożegnanie. Pierwszy lot pszczoły zakończył się szybko, bo na otwartej dłoni chłopca. Łaskotała go cienkimi nóżkami, przemieszczając się po niej. Powędrowała do końca jego środkowego palca, skąd ruszyła w dalszą podróż. Kiedy zniknęła gdzieś między drzewami, na twarz George'a wkradł się uśmiech. Cieszył się, że chociaż przez chwilę mógł być częścią jej świata.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz