08 listopada 2024

Od Song Ana — Fale

— A więc stąd ten malunek! — zauważył Song An. Wziął do ręki obraz. Dopiero teraz miał chwilę, żeby się mu dokładniej przyjrzeć. Wyglądał na naprawdę, naprawdę stary, co szczerze mówiąc, nie wydawało się tak dziwne, skoro został namalowany jeszcze przed pojawieniem się samego boskiego sługi.
— Zawsze, gdy czułem, że moja tęsknota narasta, lubiłem na niego patrzeć — wyjaśnił Yunru Lei, zerkając na obraz. — Zwykle dobrze go przechowywałem, aby nie uległ zniszczeniu. Ale widocznie nie byłem wystarczająco uważny, bo i tak jakimś cudem trafił w twoje ciekawskie ręce.
 Song An zaśmiał się cicho. 
— Co miało miejsce później?

Po naszej rocznicy niewiele, a przynajmniej tak mi się zdawało. Tak, jak zazwyczaj, spotykałem się z Song Ning’iem, czas mijał szybko, ale dokładnie pamiętam, że kończyło się lato. Drzewa pokryła pomarańcz, a temperatura stała się coraz bardziej dokuczliwa. Przynajmniej mnie samego jesień odciążyła — zsyłałem mniej burz, nie rzucałem tyloma piorunami, nie wzywałem gromów. Oznaczało to tym samym trochę więcej czasu na spotkania z Song Ning’iem.
Poranek, jak każdy inny — spokojnie spacerowałem w stronę znajomego sobie pomostu. Nic nie wskazywało na to, że ten dzień mógłby jakkolwiek odchodzić od naszej normy.
Byłem już właściwie niedaleko. Słyszałem szum wody. Z każdym krokiem zastanawiałem się, czy Song Ning już dotarł. Wtedy całkiem niespodziewanie usłyszałem głośny dźwięk trąby. Przerwał on spokojny rytm jesiennego poranka.
Odwróciłem głowę w stronę hałasu. Coś się zbliżało. Nie myliłem się, już chwilę później spokojny trakt przeciął pierwszy jeździec. Zaraz za nim pogoniła liczna grupa mężczyzn na koniach. Niczym fale wzburzonego morza wszyscy kierowali się w stronę miasta. Zszedłem na porośnięte trawą pobocze. W niemałym szoku obserwowałem wszystkich tych mężczyzn.
Wokół mnie unosił się kurz wzbity przez setki rumaków. Musiałem zmrużyć oczy, żeby proch mi do nich nie wpadł. Ziemia pod moimi stopami drżała.
Fala wojska minęła tak szybko, jak się pojawiła. Ja z narastającym złym przeczuciem kontynuowałem drogę na spotkanie z Song Ning’iem. 
— Spóźnianie się nie jest w twoim zwyczaju — zauważył rybaka, gdy tylko znalazłem się w zasięgu jego wzroku. 
— Wybacz — odparłem, podchodząc bliżej. — Po drodze zaskoczył mnie przemarsz armii. 
— Wojsko? Już dotarło? — Song Ning uniósł wysoko brwi. Na jego twarzy wymalował się niemały wyraz niezadowolenia. 
— A miało? — dopytywałem, lekko zaskoczony reakcją rybaka. 
— Podróżujesz więcej ode mnie — przypomniał żartobliwie. Jego dobry humor widocznie powrócił. — Myślałem, że lepiej orientujesz się w plotkach. 
— Nie interesują mnie sprawy militarne — wyjaśniłem, wzruszając ramionami. Była to całkowita prawda. Moja domena nie obejmowała żadnych potyczek zbrojnych czy innych konfliktów. 
— Wschodnie Cesarstwo ostatnio przekroczyło granice naszych ziem. Pobijają i grabią wszystko, co zastaną na drodze — zdradził Song Ning, a uśmiech zniknął z jego twarzy. — Nasz cesarz nie mógł pozostać bierny. Zbiera więc armię, aby chronić swoich ludzi. 
Strach ogarnął całe moje ciało. 
— Ale tobie nic nie grozi? 
— Do ataków dochodziło daleko stąd, a wojsko przyjechało tutaj tylko po zaopatrzenie — powiedział Song Ning, jednocześnie nabijając przynętę na haczyk od wędki. — Nie musisz się więc niczym martwić. 
— To wszystko po prostu nie brzmi dobrze — stwierdziłem, krzywiąc się. Podszedłem bliżej do rybaka. Ten uśmiechał się delikatnie. 
— Cóż, jakoś to będzie — zapewnił. — Chociaż mój ojciec twierdzi, że każdy prawdziwy mężczyzna powinien odbyć służbę. Sam dawniej dołączył do wojska. Stracił nogę na służbie.
W głosie rybaka nie słyszałem ani odrobiny współczucia. Wydawał się być nawet rozbawiony swoją opowieścią. Doskonale wiedziałem, że historię ojca traktuje z niemałą ironią. Nawet trochę mu się nie dziwiłem. Jego rodzic nie zasługiwał na nic więcej. Na żadne politowanie. 
— I przez to nie może pracować? — zapytałem, zerkając na Song Ning’a. — To przez to utknąłeś przy tej wędce już na całą wieczność? 
— Cóż, wychodzi na to, że utknąłem tutaj razem z tobą, więc chyba nie mam na co narzekać, prawda?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz