Soren w całym swoim życiu nigdy nie miał ani jednego złego pomysłu. Mógł bezgranicznie zaufać własnej głowie, że sama podsunie mu pod nos najkorzystniejsze dla niego rozwiązania. Dlatego nie zastanowił się nawet dwa razy, kiedy po całym dniu ostrożnego manewrowania wśród śmietanki towarzyskiej i wymuszania uśmiechów, postanowił nagle zadzwonić do Dantego i Liliana. Żeby zaprosić ich do siebie, tak po prostu, bez żadnego specjalnego powodu. Zwłaszcza, że ostatnimi czasy każdy z nich miał na tyle napięty grafik, że nie mieli kiedy porozmawiać dłużej niż kilka minut. A Soren o niczym innym nie marzył tak bardzo, jak o spędzeniu czasu z kimś normalnym. Obu mężczyzn zdawało się od dawna myśleć dokładnie o tym samym, bo już w ciągu kilku godzin, bez zbędnego ociągania się (co w ich przypadku należało do rzadkości) zawitali na progu modela. I to nie z pustymi rękoma, a w towarzystwie butelek dobrego wina i boby z ich ulubionego miejsca. Byli jak odlotowe agentki, wspaniała banda pokrytych brokatem herosów niosących szczęście wszędzie, gdzie tylko się pojawią. Dlatego więc, gdy przechylili kilka pierwszych kieliszków, wszyscy zgodnie stwierdzili, że nie mogą tak po prostu odbierać ludziom możliwości zobaczenia ich w pełnym składzie. To byłoby okrutne i nieludzkie. Soren rozstawił więc statyw, podłączył lampę pierścieniową i otworzył fotograma. Transmisję na żywo odpalił jakby automatycznie, bez większego pomyślunku. Ilość widzów szybko sięgnęła kilku tysięcy, a chat zasypały setki mniej lub bardziej sensownych wiadomości.
— Dobry wieczór kochani. Wiem, że chcecie usłyszeć wszystko o dzisiejszym pokazie, ale będziecie musieli poczekać do jutra. — Na ekranie przewinęła się fala płaczących emotikonek. — Ale mam dla was coś specjalnego. Nie zgadniecie, kogo tu dla was sprowadziłem.
Dante i Lilian byli profesjonalistami, nie potrzebowali instrukcji, żeby wyczuć odpowiedni moment na pojawienie się na ekranie. Śmiali się, zagadywali do spragnionych ich uwagi widzów i zachowywali, jakby procenty wcale nie uderzyły im do głowy. Wieść o niezapowiedzianych, ale jakże przy tym spektakularnych, gościach Sorena musiała szybko rozejść się po mediach społecznościowych, bo ilość widzów znikąd podwoiła się, a następnie potroiła. Oczy Acedii z pewnością błysnęły, a on sam również wkroczył do akcji, dołączając do swoich przyjaciół. Początkowo planowali ciągnąć tę farsę tylko przez kilka minut, tak o, przywitać się, powiedzieć kilka słów i uciec, żeby znowu zająć się swoim towarzystwem. Coś jednak przyciągnęło ich uwagę, sprawiło, że zatrzymali się na dłużej.
— Co sądzisz o fanfiction na swój temat? Czy wiedziałeś, że po tamtym konkursie krawieckim ty i Dante wskoczyliście do top pięć najpopularniejszych shipów na Wadpacie? — Wiadomość od razu rzuciła się Sorenowi w oczy. Upił łyk boby i posłał przyjacielowi rozbawione spojrzenie. — Uhm, nie mogę powiedzieć, żebym czytał jakiekolwiek fanfiction na swój temat. Ale wiecie co, zaraz możemy to zmienić. Jak się nazywają te, w których nie ma wymyślonego wcześniej protagonisty…Soren x Y/N?
Posłał Dantemu i Lilianowi pytające spojrzenie. Wolał się upewnić, że żaden z nich nie ma nic przeciwko i nie poczuje się niekomfortowo. Wręcz przeciwnie, oboje wydawali się wręcz rozbawieni i podekscytowani tym pomysłem. Był na tyle absurdalny i nieszkodliwy, że nic nie stało im na przeszkodzie, żeby na chwilę wejść do tego dziwnego świata. Acedia włączył więc Wadpata, dostając po oczach dziesiątkami kolorowych, beznadziejnie stworzonych okładek. Nie powiedziałby tego na głos (musiał w końcu zachować swoją reputację), ale nigdy w życiu nie widział bardziej odrażających, dziecinnych wyklejanek. Odkaszlnął, próbując powstrzymać formujący się na twarzy grymas odrazy. Pośpiesznie wpisał na pasku wyszukiwania swoje imię i już po chwili wisiało przed nim kilkadziesiąt tysięcy, mniej lub bardziej, udanych dzieł z nim w roli głównej.
— Widzę, że nie próżnujecie. — Zaśmiał się — Wybiorę coś losowo, żeby było bardziej sprawiedliwie.
Soren zamknął więc oczy, przescrollował lekko w dół i kliknął w pierwszy lepszy tytuł. Czego zresztą szybko pożałował. Jaskrawa, czerwona okładka z tragicznie wyciętymi obrazkami niemal go oślepiła, a tytuł wcale nie zwiększał jego nadziei na to, że przeczyta cokolwiek dobrego. Usłyszał za sobą ryk, bo śmiechem nazwać tego nie mógł, Dantego i obrzydzone westchnienie Liliana.
— Nauka namiętności. Bardzo…oryginalny tytuł. No dobrze, zobaczmy może dwa pierwsze zdania opisu, żeby rozbudzić waszą ciekawość, a potem przeczytamy jeden albo dwa rozdziały. — Soren robił, co mógł, żeby nie dać po sobie poznać, jak szybko pożałował wejścia na tę piekielną stronę. — Ona: pyskata z figurą modelki, marzenie każdego chłopaka w jej życiu, ale niezainteresowana romansami. On: światowej sławy model, łamacz serc i fuckboy. Z mężczyznami takimi jak Acedia nie można pogrywać. Jest nieobliczalny i ma niezdrową obsesję na jej punkie. A kiedy facet jego pokroju zobaczy coś, co mu się spodoba, zrobi wszystko, żeby to mieć..Jak potoczą się ich losy pełne namiętności, nieprzewidywalnych uczuć i mafijnych porachunków?
Śmiech Dantego był coraz głośniejszy, jakby miał w każdej chwili doświadczyć hiperwentylacji. Soren wbił mu łokieć w nogę, próbując przynajmniej odrobinę zminimalizować jakiekolwiek PR-owe szkody, które może sobie wyrządzić własnym zachowaniem. Soren nie skomentował w żaden sposób tego beznadziejnie żałosnego opisu, nawet jeśli miał ochotę krzyczeć i wyłupić sobie oczy. Po prostu uśmiechnął się delikatnie i ukrywając własną niechęć, otworzył pierwszy rozdział. Przeczytał na głos, z należytym dramatyzmem, kilka pierwszych zdań, które pomimo tego, że nie należały do szczególnie ładnych i poetyckich, nie były również aż tak tragiczne. Wszystko zmieniło się w momencie, kiedy dotarł do niepotrzebnego zupełnie kolażu z masą niepasujących do siebie ubrań. Kroje wyglądały, jakby ktoś czerpał swoją inspirację z magazynu mody dla emerytek, a wzory na nich były tak okropne i tandetne, że niewiele brakowało, żeby wywołały u Sorena odruch wymiotny. To było już dla niego za dużo.
— Słuchajcie, jak już próbujecie stworzyć dla mnie kobietę idealną. — Która zresztą w głowie Sorena już od dawna istniała, a jej imię zaczynało się na Char, a kończyło na lie. — To przynajmniej ubierzcie ją jakoś ładnie. Skąd ona niby właśnie wyszła, z bingo? Z domu spokojnej starości? Czy ja przeszedłem w tym tekście lobotomię, bo nie wyobrażam sobie sytuacji, w której mógłbym mieć na punkcie kogoś takiego obsesję? — Wplótł dłonie we włosy. — Muszę wyłączyć to fanfiction, nie mogę na to dłużej patrzeć.
— Ale przejedź jeszcze trochę, zobacz przynajmniej w co ciebie ubrali. — Krawiec był z nich wszystkich najbardziej rozbawiony cierpieniem przyjaciela. Niech tylko poczeka, aż spojrzą na fanfiction na jego temat.
Soren westchnął ciężko, wywrócił oczami i upił gigantyczny łyk wina, ale ostatecznie posłuchał. Przeskoczył do następnego rozdziału, przelatując wzrokiem po ścianie ewidentnie niepoddanego korekcie tekstu. Kiedy na ekranie w końcu pojawił się podobnie szkaradny kolaż, tym razem przeznaczony dla niego, model aż krzyknął i natychmiast wyłączył kartę z tym przeklętym fanfiction. Odwrócił głowę w stronę kamery telefonu i po prostu wpatrywał się w nią pusto, nie będąc w stanie wydusić z siebie choćby słowa. Nikt go jeszcze tak nie obraził. Nigdy. I prawdopodobnie nigdy w życiu nie zdoła już go tak obrazić.
Westchnął ciężko, przetarł oczy i raz jeszcze zmusił się do tego szerokiego uśmiechu, ukrywającego ogromne pokłady irytacji.
— No dobrze, spróbujmy jeszcze jeden. O tym lepiej zapomnieć.
W trójkę wybrali więc następne fanfiction, o nieco bardziej poetycko brzmiącym tytule. Okładka również nie należała do najbrzydszych, a to było już dla Sorena jakimś wyznacznikiem lepszej jakości na tej przeklętej stronie. Raz jeszcze rozpoczął więc dramatyczne czytanie i, szczerze mówiąc, nie był aż tak zawiedziony. Tekst był oczywiście drętwy, pozbawiony jakiejkolwiek finezji, ale przynajmniej nie był boleśnie żałosny. Do czasu.
— “Kurwa księżniczko…-powiedział Soren, ze smutkiem wpatrując się w moje duże, przestraszone, sarnie tęczówki tymi jego pełnymi agresji gałkami przypominającymi płynne złoto.” — Miał ochotę wydrapać sobie oczy. — “Czego chcę?-Soren przygryzł wargę i zmrużył oczy, spoglądając prosto na moje wargi. Zaśmiał się, a pode mną ugięły się nogi-Jestem twoim przyszłym mężem i ojcem twoich dzieci. Nic od ciebie nie chcę no bo…jak mogę chcieć czegoś, co już i tak należy do mnie.- przygryzł wargę jeszcze mocniej, a ja myślałam tylko o tym, jak zabójczo muszą smakować jego pocałunki.”
Bardzo zabójczo, w tym autorka miała akurat rację. A przynajmniej w dziewięćdziesięciu dziewięciu procentach przypadków. Zresztą nie było to istotne, każdy z nich był i tak zarezerwowany tylko dla właścicielki The Web, a nie dla pierwszej lepszej szarej myszki z fanfiction.
— Kto to do cholery pisze? Czy wy naprawdę nie macie niczego lepszego do roboty? Nie macie, nie wiem, zadań domowych do odrobienia? CV do wysłania? Ja się tak nie zachowuję i nigdy w życiu się tak nie zachowywałem, gdzie wy macie oczy! — Soren czuł się, jakby był na granicy nerwicy.
Acedia wlał sobie do kieliszka resztkę wina, wypijając całą jego zawartość jednym haustem. Jeśli tak wyglądała jego reputacja, sposób, w jaki ludzie go widzą, to nie musiał dłużej martwić się, że cokolwiek zrujnuje. Ostatni raz czuł się tak żałośnie podczas feralnej, nieudanej próby zamordowania Charlie. Kiedy wmówił sobie, że to wszystko przez to, że nie potrafi całować. Zresztą, kiedy cała ta szopka w końcu się skończy, będzie musiał do niej zadzwonić i poprosić, żeby w najdrobniejszych szczegółach opowiedziała mu wszystko, co o nim myśli. Włącznie z tym, jak się według niej zachowuje i jak go postrzega. Nie zaśnie, dopóki nie usłyszy dogłębnego monologu na swój temat.
Soren przymknął oczy, odetchnął głęboko i uniósł głowę, nie siląc się już na jakikolwiek uśmiech. Był obnażony i gotowy pokazać, jak naprawdę się czuje. Nawet on miał swoje limity. Acedia przejechał wzrokiem po Dantem i Lilianie, zauważając, jak podobne do jego było spojrzenie Liliana. Jakby ich umysły połączyły się w jeden pod wpływem tej literackiej katastrofy. Jakby on również chciał mieć już to upokorzenie za sobą, ale jednocześnie wzdrygał się na samą myśl przeczytania o sobie choćby słowa. Soren nie miał serca wystawić przyjaciela na takie upokorzenie. Jeszcze.
— Dante, no to chyba twoja kolej. Ja już nie mam na to wszystko siły.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz