— Seymour myśli, że jest taki, kurwa, sprytny, kija trzyma pod dupą, co na każde jego pierdnięcie reaguje — parsknął Dante.
— Wrzuciłbyś jakąś runę z charakterem do tej miotły — mruknął Zapałka, próbując zebrać wodze wiercącego się pod nim ogiera.
— O tak, takim najlepiej kurwiącym po Zapałce.
— Pierd… Kurwa, nie tam!
I tak przy nowej salwie śmiechu drużyny genashi pokłusował wbrew swojej woli znów gdzieś w krzaki, bo jego zachwycający rumak dostrzegł smakowite chaszcze na granicy lasu.
— Prrrrr! Prrrrr mówię!
— Zapałka, bo się oplujesz!
Książęca kompania bohaterów cieszyła się słonecznym dniem i wyjątkowym brakiem obowiązków, co aż prosiło się o odpowiednie uczczenie niedaleko murów zamku, na tej urokliwej polance, doskonałej do niespiesznego popijana chłodnego wina i oddawania się zabawom wszelakim. Kołnierze lnianych koszul powiewały przy rozgrzanych karkach, a gdy w tle nie dudniły o ziemię kopyta rozpędzonych koni, to muzyka umilała czas, poruszająca serca harmonia piątki zgranych instrumentów. Virgil, siedząc wraz z Ariethem i Ioannisem skryty w cieniu rozłożystego dębu, przerzucił stronę czytanej księgi, bezwiednie zerknął na resztę.
Wzbranianie się bardów przed otrzymaniem od księcia dostojnych rumaków było daremne – znani w całym królestwie wybawiciele nie mogli się byle jak prezentować. Ignisowi podarowano ciemnego kasztanka równie gorącego temperamentem, co jego jeździec, Ariethowi kucyka o mądrych oczach, Ioannisowi doświadczonego konia przewodnika, nawet Raam nie uciekł przed podarkiem, mimo swych konkretnych wymagań, że on na szkapę bez dodatkowej pary nóg nie wlezie. Książę życzenie przyjął z lekkim uśmiechem, następnego dnia zaprosił asurę do stajni, gdzie czekał koń nie z jedną, a dwoma dodatkowymi parami nóg. Tylko Seymour nie dostał konia, wyraźnie tłumacząc, że on z miotły nie zrezygnuje i rumak nie będzie przez niego jeżdżony.
— Pościgałbyś się kiedyś na zwierzu, Seymour — prychał dalej Dante niepocieszony przegraną w wyścigu z byłym czarodziejem. Ściągnął wodze złotego jednorożca, Fantail zatańczył zgrabnie w miejscu, przebierając wysoko nogami. — Byśmy zobaczyli, jaki z ciebie wtedy kozak by był.
— Żebyście się wszyscy nie zesrali — rzucił muzyk, przelatując nad głowami chłopaków.
Vi zawahał się przed wróceniem do lektury, złowił wzrokiem swój Księżyc. Uśmiech, zabarwiony łobuzerską nutą, ozdobił usta.
— Seymour! — zawołał, jego czarodziej zaś błyskawicznie zareagował na ukochany głos, porzucił drażnienie się z Raamem, popędził ku druidowi, aż szafirowe iskry sypały się z miotły.
Kij praktycznie stanął na ziemi prosto, Seymour wychylił się w przód, wsuwając brodę w wilcze dłonie, ściskające lekko policzki, przyciągające czarodziejskie usta. Vi ucałował go słodko, delikatnie, mrucząc do niego cicho, by na pewno reszta nie usłyszała, przeciągając pieszczotę, by stracili chwilowo nimi zainteresowanie.
— Wiesz, bo mam pewien pomysł…
— Dobra, panowie, nowa rundka — zarządził książęcy paladyn, zbierając zawodników wyścigu. — Zapałka, przestań choć na chwilę robić z siebie pajaca i stań grzecznie.
Ignis burknął jakieś przekleństwo, darując sobie całą wiązankę na przebrzydłą rybę, bo ogarnięcie ogiera pochłaniało znaczące pokłady jego energii. Koń Raama przebierał w miejscu wszystkimi kończynami, Fantail również poddawał się zniecierpliwieniu, przeczuwając kolejny wyścig, lecz Dante wstrzymał wierzchowca, zmarszczył brwi, komenda startu nie wybrzmiała.
— Ej, a gdzie Seymour?
Rozejrzeli się w ciszy, przyuważyli brak Virgila pod drzewem, prędko dochodząc do wniosku, że sprawa stała się jasna. Dante wywrócił oczami, ustawił jednorożca do wyścigu.
A w lesie huknęło.
Dłonie machinalnie wyciągnęły się po bronie – syrenie ku mieczowi przy pasie, ogniste do gitary, podwójne się napięły. Lecz niepotrzebnie, z ciemnej ściany lasu wyskoczył czarny wilk z sierścią przetykaną jasnymi pasmami, niosący na grzbiecie wyszczerzonego Seymoura.
— Gotowi na zeżarcie piachu?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz