Dzierzbowa Łapa uwielbiała życie w klanie. Urodzona jako wyrzutek i samotnik spędziła pierwsze miesiące życia w całkowitej samotności. Takiej wyżerającej jej dziurę w brzuchu, niemiłej i niesmacznej. Więc trudno było jej opisać radość, kiedy to Sięgająca Gwiazda przyjęła ją pod skrzydła Klanu Teflonu. Dzięki temu nie tylko miała dach nad łebkiem, kiedy tylko las zalał deszcz, ale też super przyjaciół – innych uczniów. No i własnego mentora! Dzierzba wciąż nie mogła czasami uwierzyć, że jej się to udało. Życie w Klanie Teflonu było niebem na ziemi. Chociaż nie, może to niemiłe dla Klanu Gwiazd. Ale w każdym razie było superowe.
Dzierzbowa Łapa uwielbiała spędzać czas wolny ze swoimi rówieśnikami - lubili się z nią ganiać i wcale nie śmiali się z tego, że brakuje jej łapy i ogona, jak to robiły pieszczochy, które napotkała w mieście. Dzierzba lubiła wszystkich uczniów jednakowo, nie miała najbliższego przyjaciela, albo faworyta. No dobra. Miała.
Uczniem, z którym Dzierzba najbardziej lubiła spędzać czas, była Krucza Łapa. Kotka też była trochę inna niż pozostałe kociaki, jak Dzierzba odstawała od tłumu (chociaż miała wszystkie cztery łapy, więc akurat nie o to chodziło). Może to przez jej (super fajną według Dzierzby) obrożę nadźganą zębami i pazurami? Może dlatego, że obie wychowały się na początku poza Klanem, zdane same na siebie?
W każdym razie Dzierzbowa Łapa miała swoją przyjaciółkę i była nią Krucza. Więc najwięcej czasu poza męczącymi treningami z mentorem, Mleczną Łuną, Dzierzba spędzała właśnie z pasiastą kotką. Mimo tego, że Kruczka ewidentnie nie miała problemu z godzinami spędzonymi z Dzierzbą, na miauczeniu na najgłupsze tematy, czy tarzaniu się w mokrej trawie, to Dzierzba wciąż miała wrażenie, że jej przyjaciółka nadal nie wie, jak bardzo Dzierzbowa ją lubi. Co było straszne! Co, jeśli znajdzie się jakiś inny, fajniejszy niż Dzierzba kot i zabierze jej Kruczkę?
Nie, zadecydowała pewnego dnia Dzierzbowa Łapa. Muszę pokazać Kruczej, jaką jest dla mnie super przyjaciółką. Muszę dać jej coś, żeby wiedziała, że warto się ze mną przyjaźnić. Tylko co?
Z pomocą, jak w każdej sytuacji, przyszedł Mleczna Łuna. Dzierzba zapatrzona była w swojego mentora jak w rozgwieżdżone niebo, bo nie dość, że był świetnym łowcą, to jeszcze gadał całkiem nie od rzeczy. I śmiesznie. Więc Dzierzba postanowiła właśnie Łunę zapytać o opinię.
Po zakończeniu jednego z ich treningów Mleczny odesłał Dzierzbową Łapę do jaskini uczniów, ale zanim kocurowi udało się odskoczyć do innych dorosłych, żeby gadać z nimi o głupich, dorosłych sprawach, Dzierzba złapała wojownika za puchaty ogon. Co prawda najadła się sierści, ale przynajmniej zwróciła na siebie uwagę mentora.
– Chcę dać… yyy… mojej przyjaciółce jakiś prezent. Żeby wiedziała, że mi na niej należy.
Mleczna Łuna zastrzygł wąsami, a jego bursztynowe oczy błysnęły podejrzanie.
– Przyjaciółka, tak?
Dzierzba kiwnęła łebkiem, machnęła pozostałością ogona.
– Najlepsza.
Łuna nachylił się nad swoją uczennicą, położył po sobie uszy. Zniżył ton miauknięcia, jakby sprzedawał jej najlepszą tajemnicę.
– Musisz coś upolować dla niej. Pokazać, że jesteś optymalną partią. Co lubi najbardziej?
Dzierzba nie zrozumiała za bardzo tekstu o optymalnej partii, ale przynajmniej wiedziała, co Krucza Łapa lubi najbardziej.
– Szczury.
Łuna wyprostował się, machnął puchatym ogonem tak mocno, że zaschnięte liście leżące na leśnym runie wzniosły się w powietrze.
– No. To musisz jej upolować szczura. Tylko musisz to zrobić sama. Powodzenia.
I jak gdyby nigdy nic, mentor zniknął między dorosłymi wojownikami.
Złapać szczura. Sama. Dzierzbie jeszcze nic nie udało się złapać całkowicie samej. Może to była wina tej jej brakującej nogi (i tym samym równowagi) albo może niezwykle krótkiej uwagi, ale na żadnych zajęciach z Łuną nie upolowała niczego bez pomocy kocura. No, może liścia. Ale liść to nie szczur! To będzie trudne kilka dni.
Dzierzbowa Łapa spędzała kolejne popołudnia na nędznych próbach upolowania dla Kruczej perfekcyjnego szczura. Było jej smutno odmawiać wspólnej zabawy po tym, jak spędzały poranki ze swoimi mentorami, ale jeżeli Kruczą bardzo zabolała odmowa spędzania wspólnego czasu, to nie dała po sobie tego znać. Dzierzbie akurat było dość smutno, ale wiedziała, że cel uświęca środki. Tak przynajmniej powiedział jej Łuna.
Trzeciego dnia Dzierzba była na skraju załamania. Miała dosyć spędzania każdego dnia, od wschodu do zachodu, myśląc tylko o wypróbowaniu kolejnego sposobu, na złapanie szczura, by ten uciekł jej spod łap po raz kolejny. Nie. Powinna zmienić strategię. Jak tak dalej pójdzie, zostanie mianowana na wojownika, zanim przyniesie Kruczej prezent. Jak tak dalej pójdzie, to w ogóle nie zostanie wojownikiem, bo nie potrafi złapać niczego.
Dobra, szczury są za szybkie. Przynajmniej na tę chwilę. Coś mniejszego. Prostszego. Dzierzba obserwowała polanę bacznie, próbując wyłapać wzrokiem potencjalną zwierzynę. Kamień na samym środku leśnej dziury oblany był popołudniowym słońcem, prawie się świecił. Coś szurnęło i na trawie, koło głazu, usiadł ptak. Nie no, jeżeli szczur to dla niej za dużo, to co dopiero ptaszor? Ale wtedy wzrok Dzierzby powędrował na kamień, tam, gdzie również patrzył się ów ptak.
Pająk. Całkiem nieduży, ale włochaty, z kolorowymi ślepiami i śmieszną mordką. Miał podobnie szaro-czarną powłokę jak sierść Kruczej. Pasowałby jej do legowiska, wciśniętego w kąt jaskini. Może gdyby udało się go namówić na współpracę, to zrobiłby Kruczej baldachim z pajęczyny?
Dzierzba doczołgała się do kamienia. Ptak, ewidentnie niechętny na rozmowę, odleciał ze skrzeczeniem. Natomiast pająk się nie ruszył.
– Pożyczę cię na chwilę, okej? – Dzierzbowa miauknęła cicho, mając nadzieję, że pan Pająk nie usłyszy w jej tonie oczywistego blefu – Potrzebuję cię na prezent dla kogoś ważnego.
Krucza siedziała przy jaskini uczniów, machając swoim długim ogonem w równym rytmie. Na widok Dzierzby zastrzygła uszami.
– Myślałam, że nie chcesz już się ze mną bawić?
Dzierzbowa Łapa wygładziła trawę tuż przed ich łapami i jak najładniej mogła, wypuściła z między zębów Pająka.
– Przepraszam. Szukałam dla ciebie prezentu. To dlatego nie mogłam się bawić. To niespodzianka.
Oczy Kruczej powiększyły się tak bardzo, że ledwo było widać w nich ich tę intensywną zieloność.
– Naprawdę?
– Chciałam złapać szczura. Bo wiem, że je lubisz. Ale… nie mogłam.
Krucza Łapa schyliła się, żeby przyjrzeć się lepiej pająkowi. Niechcący dotknęła go nosem, ale wcale się nie wzdrygnęła, wręcz odwrotnie, wydała z siebie podekscytowane mruknięcie.
– Myślałam, że możemy jakoś go namówić, żeby ozdobił ci ścianę przy posłaniu? Ale jak tego nie zrobi, możesz go zjeść.
Krucza zamruczała radośnie i wzięła Pająka ostrożnie między zęby. Jego włochate nogi poruszyły się w jej pysku, przez co wyglądało to, jakby kilka jej wąsów zyskało własną wolę.
Pająk niestety nie miał ochoty na współpracę i nie zrobił dla Kruczki baldachimu nad jej kamieniem do spania. Ale za to był dobrą przekąską.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz