30 listopada 2024

Od Raouna – Złoto

W pewnej kawiarni panował swego rodzaju spokój. Był środek tygodnia, w dodatku trwała pora, podczas której większość osób pracowała, więc lokal mógł odetchnąć nieco od klientów. A przynajmniej nie było natłoku, ponieważ to miejsce cieszyło się niemałą popularnością. W sumie dlatego Raoun je wybrał.

Od Song Ana - Różowy [AU]

Song An nigdy nie odrzuciłby zaproszenia. Szczególnie takiego, które zaoferował mu Dante. Syren miał same dobre pomysły, stąd boski sługa nie potrafił usiedzieć na miejscu do dnia, kiedy wreszcie udało mu się odwiedzić krawca.
— Będziemy oglądać serial — powiedział Dante, uśmiechając się na tyle szeroko, że Song An niemal został oślepiony blaskiem jego kłów.
— Jaki to serial? — dopytywał boski sługa, rozsiadając się na miękkiej kanapie. Syren podał mu miskę z popcornem.
— Taka bajka — zaczął tłumaczyć. Jednocześnie sięgnął po garść przekąski, którą przegryzł w trakcie krótkiego streszczenia. — Dwie sąsiadki żyją obok siebie i robią głupie rzeczy. Zobaczysz, spodoba ci się.
Dante włączył telewizor. Ekran przez chwilę migotał ze względu na bliską obecność Song Ana, ale ostatecznie uspokoił się, wyświetlając kolorowe postacie na tle domu-bliźniaka.

Od Caina do Naberiusa

Kiedy szum lasu został zagłuszony przez warkot silnika auta, które zbliżało się do rancza, Cain w tej konkretnej chwili właśnie stracił resztki dobrej woli i podjął decyzję.
Przerywany gwizd poniósł się od werandy drewnianego domu aż do jeziora, z którego biała sylwetka, niczym zrodzony z mgły duch, pojawiła się na brzegu i otrzepała ze zwisających glonów i jeziornych roślin. Jak się doskonale złożyło, że akurat była pora karmienia, a głodna kelpie, to zła kelpie. I o tym należało pamiętać zawsze.

Od Seymoura – Butelka (II)

Seymour przekręcił się na drugi bok, zwinął w kłębek wokół poduszki, ciągnąc za sobą kołdrę. Westchnął, zaklął, otworzył oczy. Wokół panowała ciemność, nieznacznie tylko rozświetlana blaskiem zagrzebanych w pościeli, tatuowanych ramion. W końcu czarodziej przekręcił się na plecy, sięgnął po drugą poduszkę, położył ją sobie na piersi. Nie pomogło. Stopa wychynęła spod kłębu kołdry, potem druga, próbowały go jakoś rozplątać, odwrócić okrycie. To też nic nie dało.

Od Virgila – Butelka (I)

Trasa koncertowa Seymoura trwała rok. Rok rozbijania się po największych stadionach Novendii, Solmarii i Medwi, nadal ledwo mieszczących w sobie tłumy, które pragnęły na żywo doświadczyć fenomenalnej muzyki Vox Metalliki. Rok podpisywania setek tysięcy autografów, podgrzewania atmosfery niewypuszczonymi kawałkami, publikowania zdjęć nowego merchu. Rok zachwycania fanów gitarowymi riffami, dawania im scenowych przekomarzań zespołu do nagrywania, trendowania we wszystkich mediach społecznościowych. Rok podróżowania również przez portale, by dotrzeć do niespodziewanie licznej grupy słuchaczy w odległej Senkawie czy Bharacie. Rok najlepszych momentów z życia muzyka.
Rok bez Seymoura, gdy Vi już innej codzienności nie znał.

Od Song Ana - Butelka

Pierwszy dzień odkąd Song An zastąpił mistrza i stał się tymczasowym wykonawcą zadań bóstwa burzy. Poranek zaczął od typowych dla siebie obowiązków: przebrał się, napił herbaty, nasypał jedzenia szopowi, który już od pierwszych promieni słońca kręcił się pod nogami boskiego sługi, łasząc się o jedzenie. Przy okazji Śmieciarz otrzymał dużą dawkę porannych pieszczot.

Od Cinnie - złoty

            Dzień w pracy zapowiadał się na tyle nudno, na ile może być nudno, kiedy jest koniec miesiąca i nie ma żadnych nowych zleceń. Jako iż naprawdę się nudziłam, stwierdziłam, że wyręczę panie dbające o nasze biuro i sama osobiście nakarmię rybki. Chwyciłam za pierwszą lepszą karmę leżącą w szufladzie przy akwarium i nie patrząc na opakowanie otworzyłam je.

29 listopada 2024

Od Dantego – Ćwiczenie

Dzień treningu samodzielnego, a nie z Petrusem, oznaczał, że Dante mógł zachować wszystkie witalne organy wewnątrz, nie stworzyć nowego morza przez lejący się z niego pot i w dodatku wyjść z klubu na prostych, niedrżących nogach. Luksus taki, że nic tylko czekać, aż mu się w dupie poprzewraca, przynajmniej tak widział to jego trener i syren z niepokojem spoglądał na drugi koniec sali, gdzie instruował kogoś Petrus, obawiając się padnięcia zaraz komendy do robienia stu powtórzeń kombinacji na worku i niech syren spróbuje się nie posłuchać. Więc Dante, naturalnie chyba chłonący taktyczne myślenie Bashara przez przebywanie z nim, mądrze czmychnął na korytarz z recepcją, by wykorzystać zasłużoną przerwę.

Od Terrella – Minus

Novendia miała swoje plusy i minusy. Cóż, nie mogła być idealnym światem, utopii nie dało się osiągnąć niezależnie od włożonych starań, ale istniały pewne cechy, które czyniły ten kraj całkiem znośnym do przeżycia. Terrell uważał, że skoro potrafił wymienić przynajmniej trzy zalety, to wynik był teoretycznie pozytywny.

Od Song Ana — Kolor

Yunru Lei podjął decyzję i był gotów wyruszyć już w tej chwili. Song An opowiadał mu więc o miejscach, które udało mu się odwiedzić. Świat bardzo się zmienił i raczej nie przypominał tego, czym był jeszcze w pamięci jego mistrza. Choć mniej więcej orientował się w co ważniejszych nowinkach, pozostawało wiele spraw i kwestii, o których mógł nie zdawać sobie sprawy. Boski sługa postanowił mu więc trochę pomóc.

Od Seymoura – Buty

Zasiedział się trochę z Virgilem tamtego dnia, kiedy tylko on pojawił się w pracowni rzeźbiarza, obejrzeć sobie jego dzieła. Seymour tego w sumie nie planował, ale jakoś tak samo wyszło, wydarzenia się potoczyły, słowa popłynęły i nie wiedzieć kiedy, czas, który spędził z mężczyzną, jakoś tak cudownie wydłużył się, ale tylko na zegarku. W rzeczywistości muzyk miał wrażenie, że minęła może z godzina, przecież nie więcej.

Od Cinnie - minus

                Każdy dzień w biurze to nowy maraton unikania katastrof, ale tego dnia poziom trudności przeszedł na „koszmar”. Wszystko zaczęło się od porannego zebrania, na którym szefowa ogłosiła wprowadzenie nowego systemu minusowych punktów. Wyglądała przy tym tak dumna, jakby właśnie wynalazła lekarstwo na lenistwo.

28 listopada 2024

Od Dantego – Piasek

— Dante, dziecko, daj mi to, bo się przewrócisz zaraz…
— Wcale nie!

Od Cheoryeona – Ulewa

Autobus jechał jednostajnie, nie przekraczając dozwolonej prędkości. Wysokie budynki dużego miasta już dawno temu zniknęły zza szyb, a zastąpiły je pola i niskie domy wiosek, okazjonalnie mniejszych miast. Gdzieś w oddali dało się dostrzec ciemny zarys lasu, niewiele wyróżniający się na tle nocnego nieba. Niebo było pochmurne, nie dało się dostrzec żadnych gwiazd.

Od Song Ana — Ulewa

Boski sługa powoli zaczynał rozumieć, co miał na myśli jego mistrz. Czas ludzi zbyt szybko się kończył. Przemijali w mgnieniu oka, ale nie oznaczało to, że nie są warci uwagi. Song An przekonał się o tym na własnej skórze. Nie żałował spotkania z żadną osobą. Wszyscy byli dla niego ważni. 
— Wiesz, mistrzu — zaczął trochę niepewnie. — W czasie swojej podróży na swojej drodze spotkałem wiele wspaniałych osób. Cześć z nich była bardziej lub mniej śmiertelna, ale mimo tego bardzo cieszę się, że udało mi się ich wszystkich poznać!

Od Nikolaia — Piasek [AU]

Szary kocur wygrzewał się na kamieniach. Korzystał z ostatnich ciepłych dni pory opadających liści, nim nadejdzie czas nagich drzew. Mruczał cicho, zadowolony z odpoczynku. Niedawno wrócił z porannego patrolu, na który musiał wstać bladym świtem, więc odbierał właśnie zasłużoną przerwę.
Kruczy Szept niedawno został mianowany na wojownika. Świeżo upieczony pełnoprawny członek klanu zaczął wykorzystywać wszystkie płynące z tego awansu przywileje. Nie musiał sprzątać legowiska starszyzny, pytać się o pozwolenie, aby opuścić obóz czy znosić nieustające uwagi swojego byłego mentora. Teraz zachłysnął się nowo zdobytą wolnością.
Miał ochotę spędzić najbliższe kilka chwil na drzemce, więc przymknął oczy i nasunął puszysty ogon na pyszczek, aby uchronić się przed jasnymi promieniami słońca. Właściwie już zasypiał, gdy usłyszał nagłe nawoływanie swojego imienia. Zastrzygł uszami. 
— Kruczy Szepcie, Kruczy Szepcie!

Od Cinnie - ulewa

 Ulewa w mieście trwała bez przerwy od kilku dni. Miasto, zazwyczaj pełne życia, wyglądała jak ilustracja do smutnej ballady. Mokre ulice odbijały szare niebo, a kałuże skutecznie zamieniały chodniki w labirynt pułapek. Wszyscy przemykali z ponurymi minami, ubrani w przeciwdeszczowe płaszcze w odcieniach czerni i szarości. Nawet osoby, które zwykle uwielbiały taką aurę, wyglądały na znudzone.

Od Seymoura – Struny

Co prawda Vi wylegiwał się właśnie na swojej ulubionej macie do czesania, a jego sierść lśniła perfekcyjnie w popołudniowym słońcu, wolna od nadmiaru kłębiącego się podszerstka zalegającego obecnie w worku (a przy okazji również wszędzie indziej), mimo to w ciele wilka tkwiło jakieś niedające się wyczesać i wytulić napięcie. Takie samo wpijało się w ramiona muzyka, gdy ten troskliwie ujął czarną łapę i wziął się za opiłowanie twardych pazurów. Czynność nie zajmowała wiele czasu, pilnikiem wystarczyło przejechać parę razy, skrócić pazury o ledwie milimetr albo dwa, bo przecież od zeszłego tygodnia, kiedy ostatnio się nimi zajmował, nie zdążyły urosnąć aż tak długie.

27 listopada 2024

Od Song Ana — Miękisz asymilacyjny

Song An słuchał relacji mistrza z bardzo dużym zaskoczeniem. Prawie upuścił z rąk szopa, gdy usłyszał wszystko to, czym dzielił się jego mentor. 
— Ja… — powiedział niepewnie. — Nic z tego nie pamiętam.
Była to całkowita prawda. Chociaż Song An posiadał doskonałą pamięć, żadnego z opisywanych wydarzeń nawet nie kojarzył. Wydawały mu się one całkiem obce, jakby nie należały do niego. 
— Cóż — zaczął Yunru Lei, śmiejąc się niezręcznie. — Uznałem to za zbyt dziwny początek współpracy. W związku z tym po prostu usunąłem kilka pierwszych wspomnień, aby rozpocząć wszystko od nowa.

Od Yangcyna – Miękisz asymilacyjny

Yangcyn nigdy nie zajmował się tym, czego nie lubił, co idealnie ujawniało się w jego zawodowych zainteresowaniach. Chciał zostać policjantem, więc poszedł do szkoły policyjnej, a teraz (w oczekiwaniu na egzamin) kręcił się po komisariacie i pomagał czasem w sprawach. Pracował w psiej kawiarni, bo to miejsce łączyło dwie z jego ulubionych rzeczy, czyli kawę i psy. Pragnął być modelem, ale nie mógł, to przynajmniej dorabiał sobie w sklepie odzieżowym.

Od Virgila – Miłość

odpisz vi

przestań się wygłupiać

vi

długo mam cię jeszcze prosić?

widzę, że wyświetlasz kurwa no

vi

vi

vi

vi

Od Merlina – Miękisz asymilacyjny

Niedzielny wieczór upływał Merlinowi pod znakiem spokoju i czilowania, gdy chłopak siedział przy biurku, oddając się jednemu ze swych ulubionych zajęć. W tle leciało jakieś lo-fi, Merlin zaś kiwał się w spokojny takt muzyki, przekładając rozsypane na blacie zdjęcia. Wszystkie bez wyjątku przedstawiały Falkora – tu smok leżał zwinięty w kłębek na kanapie, tu siedział pod stołem, licząc na to, że komuś szczęśliwie upadnie kąsek jedzenia, a on będzie miał okazję heroicznie uratować go przed kontaktem z podłogą, tam biegał po parku, jeszcze gdzie indziej bawił się w ogrodzie, towarzyszył Merlinowi, gdy ten zbierał ze szklarni ich pomidory. Merlin zrujnował się trochę, drukując te zdjęcia, ale trudno, było warto.

Od Zahry – miękisz asymilacyjny [AU]

Zahra naprawdę nie próbowała lądować w kozie każdego dnia. To wszystko było winą głupich nauczycieli, którzy nie rozumieli jej powodów, i jeszcze głupszych ludzi (i nieludzi) z klasy, którzy niektórymi decyzjami naprawdę zachodzili Zahrze za skórę. I to tak celowo. Wiec w sumie Zahra przyjmowała bycie w kozie na klatę, jeżeli zrobiła coś, co faktycznie zrobiło na wszystkich wystarczające wrażenie, co naprawdę warte było spędzenia wieczora w szkole. Na przykład przywalenie Matiemu z 3C prosto w mordę. Jakby co, to mu się należało.
Ale od początku.

Od Seymoura – Napój

Bar huczał rytmem muzyki, pulsował światłem parkietu, pachniał alkoholem i tańcem. Robiło się późno, faceci się trochę rozeszli, a resztki nachosów zalegały w koszyku. Mimo to Seymour nie czuł się specjalnie zmęczony i nie miał ochoty jeszcze wracać. Piwo przyjemnie szumiało mu w głowie, ten medwieński porter trochę mocno mu wchodził, jednak to uczucie, zamiast sprawić, że posiedziałby jeszcze trochę, strzelił szklankę jakiegoś gazowanego napoju i poleciał na autopilocie do domu, sprawiało raczej, że jego dłonie troszkę odważniej poczynały sobie, błądząc po przyjemnie ciepłym boku.

Od Cinnie - ulica

  Wieczór zapadał szybko, a ja miałam wrażenie, że miasto zmienia się z każdą chwilą. Latarnie rozświetlały brukowane ulice ciepłym blaskiem, a lekki wiatr przynosił zapach wilgotnych liści. W mojej pato-kawalerce czułam się jednak zbyt osaczona. Wzięłam płaszcz i klucze i wyszłam na spacer, by zaczerpnąć świeżego powietrza. Miałam nadzieję na zwykły wieczór; nie wiedziałam jednak, że trafię na ulice, która… nie powinna istnieć.

26 listopada 2024

Od Annikki – Miłość [AU]

— On nie jest dla ciebie dobry — skomentowała Annikki, wysłuchawszy jakże rzewnej historii towarzyszącej jej panienki przy popijaniu popołudniowej herbaty. Reszta domowników wybyła gdzieś albo zaszyła się w dalszej części posiadłości, więc ogród, ze swoim cykaniem owadów i letnim wiatrem, został w całości dla ich dwójki i prywatnych rozmów. — Lepiej by było, gdybyś odrzuciła te zaloty.
Panienki ten komentarz nie zadowolił, oględnie mówiąc. Westchnęła głęboko, zadarła mały, szlachecki nosek, choć barki przygarbiła jak pierwszy lepszy wiejski chłopaczyna, podpierając brodę na dłoni.
— Ale ja go kocham, naprawdę — próbowała tłumaczyć, rozmarzonym wzrokiem patrząc w horyzont, gdy myśli orbitowały wokół osoby tego jedynego. Zaraz nieładna zmarszczka pojawiła się między brwiami, drobna dłoń machnęła lekceważąco na Annikki. — Chociaż co ty możesz wiedzieć o miłości.

Od Song Ana — Wiara

Song An uniósł brwi i otworzył usta z zaskoczenia. Spodziewał się, że plan mistrza nie poszedł po jego myśli, jednak nie domyślał się takiego obrotu spraw.
— Czy to byłem…? 
— Pozwól, że dokończę — przerwał mistrz. Odgarnął włosy z czoła, zerknął na ucznia, wziął głęboki oddech i kontynuował swoją opowieść.

Od Bernarda – Pył

Wszystko go bolało. Ale Bernik zawsze miał wrażenie, że jest pół sekundy od implozji, kiedy tylko zostawał sam na sam z Arturem. Nic nie miało sensu, świat stawał na głowie, kompasy świrowały. I wszystko go bolało.

Od Terrella – Wiara

W Neoterrze mało kto był wierzący. W zasadzie to trudno było mówić o istnieniu religii. Rozwój technologii to tego stopnia, jaki tu osiągnięto, sprawił, że ludzie z biegiem lat coraz bardziej oddalali się od konceptu wiary w wyższy byt, aż ostatecznie skupili się na sobie.

Halloween 2024: Podsumowanie

Boo!
Co się odwlecze, to nie uciecze – podsumowanie eventu musi się w końcu pojawić.
Tak coś czułam, że spokój opkowy panujący przez większość miesiąca jest sponsorowany intensywnym pisaniem opowiadań na Halloween. W tym roku wpadło ich naprawdę sporo, bo aż 25. Tym razem średnia słów w opowiadaniu była wyższa, pojawiło się też więcej dwuczęściowych opowiadań pisanych przez różnych autorów. Cieszymy się, że macie pomysły na tworzenie historii razem i przedstawienie swoich postaci, jak spędzają to spooky święto, a także że skorzystaliście z informacji zawartych w halloweenowym Auranthium i dały Wam one inspirację do pisania <3

Od Seymoura – Pył [AU]

Ignis uwielbiał lato. Co prawda miał wtedy więcej swych boskich obowiązków i mnóstwo czasu spędzał na nieboskłonie, mknąc ognistą kwadrygą wśród rozgrzanego błękitu, ale prawda była taka, że jeśli Ignis nie mógł grać na swej cytrze i śpiewać, to uwielbiał jeździć rydwanem, hojnie obdzielając śmiertelników powodzią światła i gorąca.

Od Cinnie - odpoczynek

Lubiłam myśleć, że jestem mistrzynią organizacji, jednak po tygodniu pełnym przygód i pracy czułam się wyprana z energii. Kiedy moja współlokatorka zaproponowała mi wspólny odpoczynek w magicznym spa, rzuciłam wszystko i zgodziłam się. Brzmiało to idealnie: relaks, masaże i brak jakichkolwiek zobowiązań. Jedyny haczyk? To miejsce znajdowało się ukryte w magicznym lesie i dostępne tylko przez specjalne zaproszenie.

25 listopada 2024

Od Song Ana — Lektura

Song An nie zadawał już zbyt wielu pytań. Przeczuwał to, jak zakończy się opowieść jego mistrza. Co raczej nie było aż tak trudnym zadaniem. Nie wiedział, do czego dokładnie doszło, ale wszystko wskazywało na to, że jego mentor nie odniósł wymarzonego sukcesu. W końcu Song Ning’a dzisiaj z nimi nie było. 
Yunru Lei głośno westchnął i wznowił opowieść. Był to fragment, który najciężej przeszedł mu przez gardło. Wielu słów żałował, jednak czuł, że Song An w końcu musi poznać prawdę.

Od Nikandros – Las

Od zawsze była związana z lasem. Jako dziecko jej głowa lewitowała, między co wyższymi gałęziami, próbując złapać promyki północnego słońca, jako nastolatka przeciskała się między przesuszonymi konarami, próbując wspiąć się na te wyższe kondygnacje drzewa, żeby tylko na policzku poczuć to samo słońce, które czuła jako niewinne dziecko. Jako dorosła już osoba, stąpała jedynie po ziemi, pod stopami czując kruszejące runo leśne – miękki mech, twarde szyszki, ostre igły okolicznych sosen i świerków. Nikandros rosła z lasem, a on wraz z nią.

Od Cheoryeona – Ogień [AU]

TW: krew, śmierć.
Olivier nie przepadał za swoją pracą. Nie lubił siedzieć w biurze i w kółko zajmować się tym samym. To go nudziło. Od zawsze był bardziej fizycznym dzieckiem, więc wolał, hm, inaczej działać. Z drugiej strony jednak nie zamierzał porzucać swojego stanowiska, bowiem dostał je z pomocą swojej ukochanej żony. Gdyby nie ona, nawet nie poszedłby na studia; skończyły najprawdopodobniej na wykonywaniu ciężkiej pracy za psie pieniądze. A tak to przynajmniej miał dobrą posadę, wspaniałą rodzinę, świetlaną przyszłość, bowiem teść go nawet lubił.
Osiągnął sukces, odkąd wydostał się z sierocińca.
Bardzo dobrze.

Od Tristana – Tajemnica

Tristan zerknął przez ramię na Arthura i coś w tej drogiej wodzie kolońskiej, coś w tym markowym płaszczu i idealnie wyprasowanych w kant spodniach działało na niego jak płachta na byka, podpuszczając do przeciwstawiania się, choćby w najdrobniejszych i najbardziej irytujących kwestiach, temu, co przypominało o życiu, które on miał wieść. Idealnym. Przykładnym. Kurewsko schludnym.
— Myślę, że zaczniemy jednak od Helene Beltracchi — mruknął, strzepując popiół za oknem samochodu.

Od Caina - Lektura

– Papa?
Mała dziewczynka, z lokami okraszającymi jej okrągłą, pulchną buzię, wysunęła się zza przymkniętych drzwi, trzymając w swoich małych rączkach niewielką książeczkę. Niebieskie oczy lśniły z tej odległości, nawet jeśli schowana była nieco w cieniu, aby za bardzo nie wchodzić do warsztatu, w którym razem ze swoim ojcem bawili się często w mechaników, nawet jeśli to on naprawiał rzeczy, a ona siedziała na blacie i ustawiała wszelkie narzędzia.

Od Bashara – Rower

Zaułki najbiedniejszej z dzielnic śmierdziały starymi szczynami i przetrawionym piwem. Latarnie nie świeciły, noc mieniła się wszystkimi odcieniami brudnej szarości, powietrze wibrowało dobywającym się z nocnych klubów rytmicznym hurgotem. Serce Lower Hellpost zawsze brzmiało tak, jakby zaraz miało trzasnąć na zawał, ale uparcie trzymało się życia, na przekór rozsądkowi i logice. Jak ten jeden pacjent, który nigdy nie słuchał zaleceń, robił, co chciał, ale w końcu nic mu nie było – bo przecież złego diabli nie biorą.

Od Eliasa - Halloween

Było już południe, kiedy po sześciodniowej wędrówce dotarli do bram Madmere – prężnie rozwijającego się miasta, znanego ze wzbogacających szlaków handlowych i wpływowej społeczności kupieckiej. Nie planowali zostać tu na długo, ot tylko uzupełnić zapasy i mieli ruszać dalej, tym razem na północ, w stronę Slyrock, gdzie chodziły słuchy o atakujących tamtejsze wsie potworach. Nie wszyscy jednak byli zgodni z następnym krokiem ich podróży. Jarrell, który był kuszony od samego wejścia do miasta przez obiecujące najlepsze w okolicy jedzenie i alkohol szyldy karczm, dość stanowczo wyraził swoje niezadowolenie, żądając od reszty grupy chociaż jednego dnia postoju (i zabawy) w Madmere. Alastair przypomniał mu, że są całkowicie spłukani i że jeśli nie chcą pomrzeć z głodu, to muszą zainwestować ostatnie drobniaki w prowiant. Ahvi z kolei spróbowała siłą wybić mężczyźnie z głowy pomysł na alkoholową imprezę i chwyciwszy go za szmaty, pociągnęła go całego jęczącego cierpiętniczo, w stronę targu.

Od Cinnie - lektura

        Siedziałam na kanapie zagłębiona w lekturze. Książka, którą trzymałam w dłoniach nie była długa, ale miała w sobie coś, co pochłaniało mnie bez reszty. Była pełna prostych zdań, a jednak każde z nich niosło jakąś wielką prawdę, której rozmiar wydawał się wręcz nie do ogarnięcia. Chłonęłam słowa, które rozbudzały w mnie obrazy - pustynia, róża, a w końcu on: tajemniczy chłopiec z dziwną, ale jakże uroczą logiką.

24 listopada 2024

Od Zahry – Klucz [AU] (I)

Ze wszystkich dróg zawodowych, które Zahra mogła wybrać, bycie praktykantką najbardziej popularnego w mediach seryjnego mordercy było zdecydowanie najciekawszą opcją. W sumie Zahra preferowała nazwę terminator, niż praktykantka (bo nie pracowała w końcu u fryzjera), ale w sumie mogliby ją i nazywać sprzątaczką – Zahra i tak świetnie by się bawiła przy pracy. A w końcu, jak kochasz swoją pracę, to nie pracujesz ani dnia, prawda? Czy coś. Czytanie ze zrozumieniem nigdy nie było jej mocną stroną.

Od Dantego – Pióro [AU]

Żołnierski krok, mocny, pewny, żwawy, odbijał się od ścian wysokich korytarzy, echo wracało i mieszało się ze szczękiem połyskującego metalu, z cichym syknięciem ostrza wysuwającym się kawałek ze skórzanej pochwy i zaraz wracającym do środka. Nabrał takiego nawyku, już dawno temu, gdy jeszcze jeździł po królestwie ze swoim mentorem. Drobny ruch i charakterystyczny dźwięk działały na niego jak ściągnięte wodze na konia, niecierpliwy dosiad, który chwila moment miał się poderwać, odciążyć wierzchowca i pozwolić mu pognać cwałem. Wyostrzał zmysły, przygotowywał, cucił ze spokoju codziennego życia w zamku, bo Dante nie godził się na żadną słabość u siebie w czasie pełnienia służby. Teraz tylko, gdy tak wyciągał lekko miecz, kciuk dodatkowo uciekał w stronę osadzonych w rękojeści rubinów i zaskakująco czule, jak na tę dużą dłoń okrytą paladyńską rękawicą, pocierał kamienie.

Od Naberiusa - Klucz

Swędziało go prawe skrzydło. To duże, z największej pary, zdobiącej mu plecy niczym królewski płaszcz, choć jeszcze nie do końca uszyty, z trochę prującymi się brzegami, niepodszyty. Pióra wyrastały mu trochę tak, jak młodzikom wyrasta pierwszy zarost - w nierównych kępkach dziwnie zbliżonych do trawy na sawannie w swojej dopiero budzącej się gęstości. Nie potrafił jeszcze latać, bał się nawet zeskoczyć z kanapy, obawiając tego dziwnego momentu nieważkości, w którym żołądek podchodził mu do gardła, zupełnie jakby spadał z klifu, a nie kilkudziesięciocentymetrowego mebla.

Od Caina - Klucz

W mroku wieczornego miasta, których ulice mokre od deszczu odbijały kolorowe neony od siebie oraz rażące światła zbyt mocnych reflektorów, Cain przemierzał wąskie alejki. A właściwie to nie on. Ktoś, kim się stawał, gdy mu kazano.
Jego misja była prosta: zdobyć klucz dostępu do ściśle tajnych akt korporacji Helion. Firma była znana z produkcji komponentów ulepszających broń dostępną na rynku i oczywiście wszystko było legalne, dopóki "ulepszenia" nie kończyły się tragedią. I samego Caina by to nie obchodziło, ale tych, którzy nim sterowali, wręcz przeciwnie.

Od Song Ana - Klucz

— To brzmi jak całkiem dużo zachodu — stwierdził Song An, próbując wyobrazić sobie, jak wiele trudu musiał włożyć jego mistrz w swoje działania.
— Ogrom — przytaknął. — Ale rytuał bym kluczem do odzyskania ukochanego. Nie mogłem postąpić inaczej.

Od Cheoryeona – Pióro

Dzisiejsze plany Cheoryeona nie zawierały niczego ekstrawaganckiego. Z powodu problemów technicznych odwołano mu pracę w firmie, więc miał cały dzień wolny dla siebie. W zasadzie przewidział to wydarzenie, więc nawet się nie nastawiał na poranne przygotowania do roboty, jeszcze zanim dostał telefon od szefowej. Mógł zatem wymyślić sobie coś ciekawego... tyle że nie wymyślił. Na Prawo Równowagi, jego życie ostatnio stało się takie nudne. To znaczy, nie, że nic mu się w nim już nie podobało. Robił w zasadzie wszystko to, co kochał: grał na gitarze, w gry, spędzał czas z bliskimi, rysował, odkrywał samego siebie, tworzył muzykę...
No, dobra, prawie wszystko. Aczkolwiek tej jednej rzeczy nie mógł zrobić. Jeszcze...

Od Hotaru – Miłość

Jak na kraj błogosławiony tysiącem rzek, Senkawa była zaskakująco konserwatywna, a przemiany, których symbolem była tu płynąca woda, wydawały się powierzchowne i nietrwałe, dotyczyły tylko najbardziej zewnętrznej części, owej maski, którą trzeba było nosić w społeczeństwie. Dekady minęły od czasów, gdy kraj porzucił kasty i wiążący się z nim twardy porządek tego, gdzie kto przynależał. Komu wolno było nosić miecz, kto miał spędzić życie pochylając się nad uprawianą ziemią, kto dziedziczył tradycję tworzenia parasolek, komu przeznaczona była służba w chramie, kto od dziecka musiał uczyć się trudnych kroków tańca. Ścisła hierarchia, bezlitosna drabina, po której tak trudno było się wspinać, a tak łatwo spaść. Na tej drabinie wyraźnie było widać, kto stoi niżej, a kto wyżej, kto miał ustępować z drogi, a komu należał się szacunek oraz przywileje. I co prawda tytuły szlacheckie zniesiono, kasty przestały mieć znaczenie i syn rybaka mógł zostać maklerem giełdowym, lecz gdzieś tam, pod powierzchnią, ten makler wciąż śmierdział innym rybą.

Od Cinnie - klucz

        To był zwyczajny poranek w biurze - czyli pełen chaosu, kiedy zdałam sobie sprawę, że potrzebuję klucza do magazynku. To pomieszczenie to taki trochę schowek na skarby, kryła się tam cała sterta dziwnych rzeczy: od pustych pudeł, przez różne zwierzęce artykuły, aż po stosy zakurzonych dokumentów, które czekały, aż ktoś je uporządkuje, prawdopodobnie nigdy. Teraz potrzebowałam czegoś z tego składziku - dokładniej dużej paczki folderów.

23 listopada 2024

Od Dantego – Operacja

Gdy robił coś dla Bashara, nic nie wydawało się zbyt czasochłonnym czy wymagającym nadmiernego wysiłku. Najbardziej wyszukanemu strojowi, najcięższemu zagadnieniu, najdłuższej książce poświęciłby tyle uwagi, ile dana rzecz by jej wymagała, by uszczęśliwić ulubionego lekarza czymś wyjątkowym albo zachwycić go swoją wiedzą. Więc Dante wytrwale przekopywał się przez kolejne strony różnych galerii sztuki, szukającej takiej, która okaże się czymś nowym dla regularnych bywalców podobnych miejsc, o której Bashar jeszcze nie słyszał i był skory ją poznać. Oczywiście, jak to przy wybieraniu czegoś dla najlepszego pana doktora, syren kręcił dużo nosem, przewijał zdjęcia, marszcząc brwi, aż wreszcie coś rzuciło mu się w oczy. Czarna Dzierzba, utrzymana w klasycznym, nieco starodawnym klimacie, lecz stawiająca na promowanie młodych artystów. Niby dress code nie został oficjalnie narzucony, ale osób bez garnituru bądź sukni na zdjęciach brakowało. Idealnie, świeża dawka sztuki, a do tego będą mogli się trochę wystroić.

Od Naberiusa – Pogoda

TW: śmierć członków rodziny, pogrzeb

— Będzie padać.
Naberius przełknął chęć odwrócenia się w stronę siostry, zamiast tego zerkając na nią jedynie kątem oka. Nie patrzyła na niego; wyglądała przez okno samochodu, zupełnie jakby panująca na zewnątrz pogoda była istotniejsza niż jej własne rodzeństwo, to żywe i to, którego nie można było już do żywych zaliczyć. W gruncie rzeczy tak właśnie było, odkąd pamiętał – Andras, zapatrzona w swój własny cel, z głową uniesioną wysoko na tyle, by móc przypadkowo omijać wzrokiem innych. Babs za rękę z Raumem, zawsze z tyłu, wyciągający nogi, by nadążyć, ale nigdy nie dający rady w pełni dotrzymać jej kroku.

Od Song Ana - Pogoda

— Jak długo to wszystko trwało? — zapytał Song An, lekko zaskoczony dalszą opowieścią mistrza. 
— Dłużej niż potrafisz sobie wyobrazić — mruknął jego mistrz, zakładając nogę na nogę. — Chociaż pogoda uspokoiła się znacznie wcześniej, jeśli o to się martwisz. 
— Cóż ja… 
— Wraz z nową nadzieją wzeszło słońce.

Od Caina - Operacja

TW: eksperymenty, body horror, nawiązanie do kanibalizmu
Pod sufitem były zamontowane wielkie, przypominające wentylatory urządzenia. Miały zasadniczo taką samą funkcję co one, a mianowicie tworzenie powiewu wiatru, tylko te były wykorzystywane nie stricte do klimatyzacji. Były na to zbyt duże, zbyt mocne i zbyt irytujące.

Od Bernarda – Pogoda

TW: rozpierdol (przemoc)
Łuna szczyciła się tym, że nie miała stałych klientów. Żadna z jej cech nie pomagała w znalezieniu nawet małej grupki ludzi, którzy chętnie wracaliby do stacji. Jej dość daleka odległość od miasta, niezbyt rozbudowana gama produktów, wygląd, jakby zaraz miała się rozpaść i krzywa mina sprzedawcy – wszystko to jako bardziej odrzucało, niż przyciągało.

Od Bashara – Pogoda

Jesienna szarość otuliła świat posępnym, ciężkim całunem nadciągającego zbyt szybko mroku, a siąpiący deszcz przypominał łzy. Pozbawiony formy cień przylgnął do chłodnej cegły komina, zastygł w oczekiwaniu. Dla tych, którzy nie widzieli nadnaturalnego, to był tylko przypadkowy kłąb popiołu, jakiś niewyjaśniony niedostatek światła, który nie miał źródła ani przyczyny, i który tak łatwo było przeoczyć. Lecz dla tych, których wzrok sięgał głębiej, oto jawiło się pęknięcie w materii świata, groźne i przytłaczające, zdające się pożerać resztki światła wokół siebie, wręcz wykrzywiać otaczającą rzeczywistość. Demon zastygł, obserwując, a błyszczące szkarłatem oczy utkwił w oddalonej nieco ulicy.

Od Cheoryeona – Wizja

Westchnął ciężko, plecy spoczęły na oparciu krzesełka bez nóg.
— Dzisiaj jest cichy wieczór — rzucił do schowanej za iluzjami Suyeon.
Tego dnia tradycyjnie przygotowali Pokój Jasnowidza. Wyczyścili kamienie i kule, poukładali wszystko w odpowiedni sposób na stoliku, nawet położyli talię kart tarota, mimo że Cheoryeon nigdy ich nie używał (no, chyba że randomowo je tasował od czasu do czasu). Jasnowidz założył swoje, wcześniej wyprasowane, szaty, zajął miejsce.
Niestety ten dzień nie okazał się zbyt owocny.

may I stand unshaken?
amid, amidst a crash of worlds?

Cain Cassidy
Wiek: 169 lat
Data urodzenia: 4.07
Płeć: mężczyzna
Rasa: nieokreślona
Pochodzenie: St. Rhodes, nieznany odłamek, który równie dobrze mógłby nie istnieć
Zawód: oficjalnie zatrudniony na stanowisku prywatnego ochroniarza Naberiusa de Chavigny, nieoficjalnie płatny zabójca, strzelec wyborowy, który z własnych, prywatnych pobudek zgodził się zawrzeć umowę
Opis: Cain be like
Nie potrafi się zdecydować, czy woli stać i patrzeć z boku czy zakasać rękawy i napierdalać się, kiedy tylko mu okazja pozwoli. Dziki duch otwartych stepów, który osiadł na razie w spokoju na bujanym fotelu z opuszczonym na oczy kapeluszem, ale zbyt ciągnie go do kłopotów, aby usiedzieć w jednym miejscu.

Thee I invoke, the Bornless One

Naberius de Chavigny
Wiek: 237 lat
Data urodzenia: 3 września
Płeć: genderfluid/nonbinary
Rasa: potomek serafinów
Pochodzenie: jego przodkowie pochodzą z bliżej nieokreślonego odłamka, do którego portfal otworzył się i zamknął dawno temu; sam Naberius urodził się i wychował już w Stellaire.
Zawód: dyrektor ds. public affairs w Głównym Biurze Śledczym Novendii
Opis: ma w sobie coś z odwrotności Ikara, wznoszącego się na skrzydłach nieswojej dumy, targanego wichrem cudzej ambicji; coś z ptaka zamkniętego w złotej klatce, uwięzionego nawet mimo przetrąconych okrutnie skrzydeł, w akcie dzikiej desperacji by na pewno nie wyrwał się na wolność; coś ze zwierzęcia wychowywanego w niewoli nagle stającego twarzą w twarz z otwartością świata i wycofującego się z powrotem w kąt swojego wybiegu, przerażonego przestrzenią i tym nagłym podmuchem czegoś, czego nigdy nie zaznało, permanentnie pozbawione widoku nieba

Od Cinnie - pogoda

        Kochałam każdą porę roku z całego serca, ale kiedy pierwszą rzeczą, którą usłyszałam zaraz po obudzeniu był szum deszczu, niespecjalnie byłam zachwycona. Spojrzałam w okno z irytacją, wpatrując się w krople, które spływały po szybie. Wzięłam głęboki wdech i stwierdziłam, że i przy takiej pogodzie dam sobie radę. Był to jeden z tych dni, których cały plan dnia topi się w szarej brei deszczowej nudy. Jak na złość na moim biurku leżało sporo raportów, których nie chciało mi się uzupełnić w pracy, a półka uginała się pod ciężarem książek, które kupiłam z myślą o przeczytaniu ich w taki dzień jak ten, ale naprawdę nie miałam na to ochoty.

22 listopada 2024

Od Dantego – Słońce

Możliwie jak najciszej przekręcił klucz w zamku, wsunął głowę między framugę a drzwi, wypatrując czyjeś obecności w przedpokoju bądź światła łazience. Względny spokój i bezruch zmyliły go, brak głosu matki chłodnym tonem objaśniającej klientowi, że piąty punkt umowy nie ulegnie zmianie, brak stukających z poddenerwowaniem obcasów, gdy kręciły się po biurze, przechodząc od półki do półki z opasłymi segregatorami. Może jej nie było. A jeśli była, to spała. Może da radę przemknąć po schodach, zamknąć się w pokoju i wyściubić co najwyżej nos, by zgarnąć coś na kolację.
Dante zamarł w pół kroku, wychynąwszy z przedpokoju. Barki mu się spięły, jakby walczył z gwałtowną falą i próbował utrzymać się na nogach wbrew gniewnemu morzu.

Od Yangcyna – Rogi

Musiało upłynąć trochę czasu, nim Yangcyn mógł swobodnie wychodzić na zewnątrz.
Gdy przygarnęła go Fienna, wpierw nie opuszczał domu, w którym się zatrzymali. Kobieta również nie wychodziła, stale obserwując go, pilnując wszystkiego, co robił. Nic dziwnego, w końcu wtedy był tylko chłopakiem, który okazał się być demonem. I to nie byle jakim. Demonem, którego lata temu zapieczętowano. Musiał stanowić dla innych aż tak wielkie zagrożenie.

Od Song Ana — Słońce

Song An przytulił mocno szopa. Śmieciarz uchylił powieki i zerknął na swojego właściciela. Jako jedyny nie wydawał się być specjalnie przejęty opowieścią Yunru Lei’a. Zamiast tego przewrócił się na plecy w oczekiwaniu na drapanie po brzuszku.
Bóg burzy wyprostował się. Przez chwilę obserwował swojego ucznia i jego zwierzaka. Wiedział, że nie może dłużej odkładać reszty opowieści. Była to część, która budziła w nim dość ambiwalentne uczucia. Z jednej strony nie potrafił czuć dumy ze wszystkich swoich działań, z drugiej wiedział, że cokolwiek by się nie stało, nie żałował niczego i za nic na świecie nie cofnąłby swoich decyzji. 
— Później wydarzyło się trochę rzeczy — powiedział w końcu.

Od Seymoura – Album

Seymour stawał na głowie, by Vi decydował się spędzać u niego noc i coraz częściej myślał o tym, że to by było po prostu zajebiście, jakby wilkołak postanowił sobie tak wziąć i u niego zamieszkać. Za nic nie musiałby płacić, nic nie musiałby robić, Seymour zwyczajnie chciał, żeby był, żeby dom nie był pusty i żeby te jasne podłogi zatonęły w czarnej sierści. Chuj z odkurzaniem i wszystkim innym. Miałby Virgila dla siebie każdego dnia, mogliby przewalać się na kanapie, gadać o durnotach, niczym się nie przejmować, po prostu być razem. Bał się jednak, że prosi o zbyt wiele, albo że Vi poczuje się dotknięty, zobaczy to jako bycie jakimś utrzymankiem, tego zaś Seymour nie chciał, pragnąc widzieć jedynie pogodny uśmiech na tej wilczej twarzy.

Od Cinnie - taniec

  To był jeden z wielu chłodnych, jesiennych wieczorów, kiedy wiatr przyjemnie targał włosami, a miasto rozbrzmiewało gwarem i cichymi melodiami. Właśnie kończyłam małe zakupy, gdy na szybie sklepu dostrzegłam reklamę „Noc Tańca w Domu Kultury”. Jako iż nie miałam nic lepszego do robienia stwierdziłam, że się tam wybiorę. Trochę ruchu jeszcze nikomu nie zaszkodził, a każda okazja na integrację z innymi stworzeniami była dobra.

Od Zahry – Bigos [AU]

– Nie no, jest różnica.

21 listopada 2024

Od Bernarda – Lot [AU]

Akademia była niewdzięczna. Bernard pracował w wielu miejscach, podporządkowany wielu kierownikom i ich zmiennym zasadom, przeskakiwał między różnymi bazami wojskowymi, przeżył dzieciństwo ze swoją matką, do jasnej cholery. Ale i tak Akademia była najbardziej niewdzięczną rzeczą, jaka doświadczył. Rzeczą, czasem, miejscem, wszystko jedno. W sumie to prawda - Akademia dla pilotów była wszystkim. Dla Bernika była trochę niczym.

Od Dantego – Różowy

— Nigdy po lumpach nie chodziłeś? — rzucił Dante, marszcząc brwi, wręcz z pretensją rozdziawiając usta, jakby siedzący obok w lodziarni Song An ugodził go w czułe miejsce. — Nie no, trzeba to zmienić. — Syren klasnął w dłonie, podniósł się. — Przeróbki ciuchów z lumpów należą do początków mojej kariery.

Od Eliasa - Talizman (II)

Elf odchylił się nieco na krześle i wbił spojrzenie błękitnych oczu w siedzącego naprzeciwko niego czarodzieja. Potrzebował chwili, aby przetrawić sens usłyszanej wróżby, która jeśli miałby być szczery, to niezbyt do niego trafiała, w końcu nie planował w najbliższym ani żadnym innym czasie farbować włosów. Czyżby miało się to zmienić? Czy to była swego rodzaju zapowiedź połączona z ewidentnym ostrzeżeniem?

Od Bashara – Zadanie [AU]

Zamkowy plac ćwiczebny powoli pustoszał. Zbliżała się pora obiadu, stacjonujący w warowni rycerze i ich giermkowie zbierali użyty sprzęt, służący zaraz zajęli ich miejsce, uzbrojeni w grabie i łopaty, by wyrównać nieco zrytą butami i kopytami ziemię. Sir Godfryd ściągnął już swą zbroję, obarczył żelastwem giermka i wysłał chłopaka, dał mu zadanie, by zajął się ekwipunkiem ich obojga. Było ciepło, mężczyzna się zgrzał, spocił i zmęczył. Nie namyślając się wiele, podszedł do tej beczki z wodą, w której pływała drewniana chochla – ich źródło wody i ochłody w trakcie treningu – a następnie wylał całą chochlę wprost na własną głowę. Odetchnął, wzdrygnął się, gdy lodowata woda spłynęła mu po kręgosłupie. Odgarnął ociekające włosy, przetarł dłonią twarz, a gdy otworzył oczy i spojrzał, jego wzrok wychwycił sylwetkę stajennego, niosącego jakieś ogłowie.
— Bashar!

Od Cinnie - talizman

        Wracając do mieszkania po niezwykle długim i nużącym dniu w pracy, miałam wrażenie, że czekało na mnie coś, czego naprawdę bardzo potrzebowałam. Nie był to ciepły koc, gorąca jesienna herbata… potrzebowałam tego dziwnego kła, którego otrzymałam w ramach przyjęcia do klubu. Poniekąd zapomniałam, że w ogóle go mam, ale przypomniałam sobie o nim zaraz gdy otworzyłam szufladę z pierdołami. Gdy wzięłam go do ręki, był nieco cięższy niż ostatnio, z nieco nierównymi krawędziami, jakby nosił w sobie jakieś dzikie, pradawne wspomnienia.

Od Song Ana — Talizman

— Nim zaczniesz oceniać moje działania — wtrącił nagle Yunru Lei. — Z kronikarskiego obowiązku muszę dopowiedzieć jeszcze o jednej sprawie. 
— O jakiej? — zaskoczył się Song An. 
— Złożyłem obietnicę Song Ning’owi. Nie mogłem pozwolić, aby jego siostrze stała się krzywda.

Od Nikolaia — Talizman (I)

To był ponury i niezwykle chłodny jesienny poranek. Ciemne chmury przysłoniły niebo, zwiastując, że zaraz runie z nich fala zimnego deszczu. Przestraszeni tą myślą przechodnie przyspieszali swoje kroki, byleby tylko zdążyć uciec przed nadciągającą ulewą. Snuli się po chodnikach niczym jedna szara masa.

Od Yangcyna – Talizman

Słońce świeciło wysoko na niebie, lecz jego promienie powstrzymywane były przez ulistnione gałęzie drzew. Niewielki las pośrodku Wielkich Równin stanowił ochronę zarówno przed zbyt mocnym światłem, jak i wiatrami, które o tej porze roku nad bezkresnymi trawami potrafiły nie tylko zwiać z głowy czapkę, ale też zaprowadzić dość niskie temperatury. Ach, i nie można było zapomnieć o sporej ilości kryjówek dla wszelakiego rodzaju zwierząt.

20 listopada 2024

Od Zahry – Aparat

Jedyne, czego Zahra nie lubiła w wiecznie rozwijającej się technologii, to brak fizyczności. Zahra uwielbiała fizyczność w każdym aspekcie. Kochała macać figurki postaci z ulubionych gier, trzymać na półce pudełka z płytami najlepszych filmów, pstrykać wiatraczki jej świecącego się tęczą komputera. Jeżeli coś miało fizyczną postać, było zdecydowanie bardziej jej, przynajmniej tak uważała Zahra. Miała również lepszą pamięć do fizycznych rzeczy – jeżeli Gideon zostawił przylepioną do lodówki karteczkę, że ktoś musi pójść po mleko (Zahra wcale nie chciała wypić duszkiem całego litra mleka owsianego, tak jakoś wyszło), pamiętała o zakupach, w przeciwieństwie do sytuacji, kiedy ustawiała sobie powiadomienie na telefonie.

Od Virgila – Buty

Palce bębniły nerwowo po pudełku, ucisk w gardle nie dawał spokoju, nieważne ile razy Vi przełknął, ile razy powtórzył sobie, że nie ma czym się martwić, musi tylko wyjaśnić trochę rzeczy z Eneaszem. On wcale go nie odtrąci, nie skaże znów na samotność. Prawda? Słyszał, że chłopak się kręci po mieszkaniu, klnie na osobę próbującą się do niego dobić. Przez chwilę wilkołak miał wrażenie, że Eneasz machnie ręką na pukanie, lecz kroki wreszcie rozbrzmiały w przedpokoju, klucz przekręcił się w zamku.
— Vi? — mruknął, zmarszczył brwi. Ale to nie było ważne.

Od Song Ana — Pociąg

Song An nie odzywał się. Zabrakło mu słów. Chociaż doskonale domyślał się, dokąd prowadzi opowieść jego mistrza, kiedy usłyszał tylko słowa o śmierci Song Ning’a z jego ust, poczuł uderzający smutek. Słyszał o ukochanym mentora już od dłuższego czasu, więc sam zdążył się już z nim zżyć. Nie potrafił sobie wyobrazić bólu, jaki bóg burzy odczuwał w tamtej chwili.

Od Andrei – Aparat

Nikt nie dawał młodym policjantom nie wiadomo jakich spraw.
Pierwszy miesiąc służby był dla Andrei niezbyt ciężki, niezbyt zajmujący, akurat taki na rozgrzewkę, ale ile można się rozgrzewać? Młoda policjantka czuła, jak niecierpliwość rośnie w piersi, wierci się gdzieś z tyłu głowy, bo nie po to wylewała tyle potu na treningach, nie po to przeszła przez całą szkołę policyjną, by zajmować się drobiazgami. Szarik podzielał jej nastrój, pies mruczał i skomlał cicho, trącał jej kolano nosem, gdy znów szli na deptak.

Od Cheoryeona – Ptak

Usiadł na ławce na jednym z miejskich skrawków zieleni, w cieniu niewysokiego drzewa. Przełożył komórkę do jednej kieszeni kurtki, przy okazji rozplątując nieco kabel słuchawek dousznych, z drugiej natomiast wyciągnął paczkę orzechów.
To był jego drugi raz, kiedy przyszedł w to miejsce. Nie miał w ogóle po drodze, chyba że szedł do pewnego sklepu. Nie, dzisiaj akurat nie zrobił sobie wycieczki. Nie było to tak daleko, ale nie potrzebował stamtąd niczego. Przyszedł zatem konkretnie na ten skrawek zieleni, ten jeden, znajdujący się blisko ruchliwego skrzyżowania.
Po co?

Od Cinnie - aparat

Dzień jak zwykle zaczął się spokojnie, zwyczajnie, ale miałam dzisiaj potrzebę spróbowania czegoś nowego. Od dłuższego czasu przymierzałam się do prowadzenia dziennika, publikowaniu codziennego życia w mediach społecznościowych (chociaż wcale nie byłam żadną sławną influencerką). Nawet jeśli miałam dostać kilka polubień od najbliższych nie byłam zniechęcona tym pomysłem, więc wyciągnęłam z głębi szafy aparat, który zalegał od dłuższego czasu pod stertą ubrań, odkąd ostatnio próbowałam robić artystyczne zdjęcia. Uznałam, że to będzie ciekawy eksperyment, by udokumentować cały dzień (albo jego część).

19 listopada 2024

Od Nikandros – Prawo

TW: straight up bullying
Nikandros zacisnął palce na kijku. Cała gra od samego początku była nie fair, bo Damokles miał dłuższy i grubszy patyk, a Nice wybrał wątły i krótki. Ale Nikandros powoli zaczął rozumieć, że mało rzeczy i sytuacji biorących go pod uwagę było fair.

Od Octavii - Oczy

Octavia westchnęła, być może nieco za głośno, przewracając się na drugi bok. Tak, żeby mogła lepiej przyjrzeć się siedzącej obok, grającej w coś przyjaciółce.
– Patrz.

Od Song Ana — Czas

— Czy tata Song Ning’a nie interesował się stanem zdrowia swojego syna?
— Ciężko stwierdzić — przyznał Yunru Lei, marszcząc brwi. — Zawsze, gdy odwiedzałem Song Ning’a, jego ojciec znikał bez słowa. Nie wiem, kiedy wracał. Panienka Song wspominała jednak o tym, czasem dopytywał się jej o stan zdrowia swojego jedynego syna.

Od Dantego – Prawo

Na chuj on pojechał na tę wycieczkę rowerową.

Od Cheoryeona – Czas

Cały świat się zmienia poza mną,
Wciąż ten sam wzrok, choć inny widok.
Dni, lata między palcami mkną,
Nieprzerwany, z dzikich gór potok.

Od Bashara – Czas

Telefon zawibrował powiadomieniem. Bashar uśmiechnął się lekko, żegnając pacjenta, następnie sięgnął do kieszeni. Szybkie zerknięcie, uśmiech tylko się poszerzył, gdy lekarz przeczytał powiadomienie o najnowszej zmianie wprowadzonej w ich wspólnym kalendarzu. On nie był fanem rozwiązywania wszystkiego za pomocą elektroniki, Dante nie był fanem planowania, lecz wspólny kalendarz okazał się strzałem w dziesiątkę. Pozwalał nie tylko łatwo sprawdzić, kiedy każdy z nich kończy swoje zajęcia, gdzie się spotkać, ale i w subtelny sposób zapowiedzieć małą niespodziankę.

Od Cinnie - prawo

Dzień zaczął się od niewinnej myśli: a co jeśli przez cały jeden dzień będę robić wszystko tylko w prawo? Brzmiało jak głupia zabawa, ale stwierdziłam, że w życiu trzeba mieć miejsce i na takie sprawy.

18 listopada 2024

Od Bernarda – Kły

Dobrze wiedział, że Wilk go zmienił. Nie tylko szlajał się po jego podświadomości, ale wstąpił w jego skórę, wdarł się między tkanki, wcisnął do krwi swój jad. Bernard nie musiał spoglądać w lustro, żeby widzieć, jak bardzo się zmienił w ciągu kilku miesięcy.

Od Cadavera - Początek końca (I)

Powoli wybudzał się z głębokiego snu, który dla jego zastałego w bezruchu umysłu zdawał się trwać wieczność i jeszcze trochę.

Od Song Ana — Ubranie

— Morskie opowieści? — Song An ożywił się. — To jedna z moich ulubionych książek. Song Ning też ją lubił? 
— Czytał ją wiele razy — przytaknął bóg burzy. — Wydanie, które znajduje się w bibliotece, należało do niego. 
— Naprawdę? — W głosie boskiego sługi rozbrzmiało zaskoczenie. — Czytaliśmy dokładnie tę samą książkę? 
— Zgadza się. Dodatkowo, zdradzę ci, że większość naszego zbioru to księgi, które zgromadziłem dla Song Ning’a. Niestety nigdy nie udało mi się pokazać mu wszystkich.

Od Virgila – Zadanie (II)

Była to jedna z rzeczy, którą tak bardzo doceniał w relacji z Seymourem – ich przeróżne dziwactwa, małe czy duże, lubiane przez nich samych bądź nie, nieważne, bo każde z nich było przez tego drugiego akceptowane, chociaż czasami zrozumienie wydawało się nieosiągalne, tak z jego czarodziejem zawsze ono nadchodziło. Czynili zabawę z odkrywania swoich mniej lub bardziej specjalnych cech i uczenia się z nimi żyć.

Od Seymoura – Zadanie (I)

Im częściej Vi go odwiedzał, tym intensywniej Seymour myślał o tym, że wspólne mieszkanie byłoby po prostu zajebiste.
Siedzieli razem, na kanapie, Seymour przewalał się w jednym końcu, Vi w drugim. Nogi splątały się gdzieś w środku, czarodziej uśmiechał się lekko czując, jak stopa rzeźbiarza błądzi gdzieś w okolicach jego kolana. Blade palce przebiegały po gryfie gitary, kabel plątał się nieco, podłączony do instrumentu, rozdzielony ku dwóm parom słuchawek. Seymour brzdąkał, sobie a muzom, pogrążając się w czymś pomiędzy solo a wariacją, lepiąc ze znanych melodii jakąś pozbawioną puenty muzyczną opowiastkę. Vi słuchał, trochę się kiwał, trochę obracał rysik w palcach, co jakiś czas przykładał go do tabletu, kreślił parę kresek. W sumie to nie robili niczego konkretnego, ot, spędzali razem popołudnie, po prostu ciesząc się swoją obecnością i tym, że nikt nie każde im niczego robić.

Od Yangcyna – Ubranie

— Jak to, już wyszedł?!
Wszyscy przebywający w pomieszczeniu funkcjonariusze oderwali wzrok od swoich zajęć, by posłać ogoniastemu chłopakowi nieco krytyczne spojrzenie. Yangcyn poczuł na sobie wszystkie pary oczu, pospiesznie każdemu pokazał przepraszający gest. Odchrząknął niezręcznie, z powrotem popatrzył na Andreę.

Od Cinnie - kły

        Wieczór był idealnie chłodny, a ja, po całym dniu wypełniania nudnych, dorosłych obowiązków, postanowiłam wybrać się na krótki spacer po okolicy w celu zebrania myśli. Mój plan nie dotyczył niczego wielkiego, po prostu chciałam przejść się parkową alejką, odetchnąć świeżym powietrzem i wrócić do domu. Skręciłam w ścieżkę otoczoną drzewami, a z każdej strony otaczała mnie lekka mgła, co dodawało temu miejscu jakiegoś tajemniczego uroku. Czasami miałam wrażenie, że park po ciemku wygląda jak prosto z książki o duchach - lekko przerażający, ale równocześnie piękny.

17 listopada 2024

Od Zahry – Pluszak

Zahra zawsze uważała, że te rzeczy, które dorośli uważają za głupie i dziecinne są najlepsze. Dlatego była tak zafascynowana grami komputerowymi, często tak zbywanymi przez starszych, wszelkimi zabawkami (miała półkę lalek-potworków, planowała też znaleźć najbardziej podobne do siebie i Octavii partie i je przemalować, żeby mogła mieć swoją najlepszą przyjaciółkę w pokoju), filmami animowanymi, no i oczywiście pluszakami.

Od Song Ana — Uszy

— Myślisz, że Song Ning’owi by się tutaj spodobało?
Yunru Lei zmarszczył brwi, widocznie zastanawiając się nad odpowiedzią.
— W swoim życiu nie widział zbyt wielu ciekawych miejsc. Nie licząc wojskowych obozowisk i samego pola bitwy, które liczą się do tych mniej przyjemnych widoków — stwierdził w końcu. — Sądzę więc, że pokochałby Grom.

Od Isarra - Napój

Dzień był spokojny, niewiele ludzi przewinęło się przez jego sklep. Otoczenie wydawało się być niemal senny, ludzie przewijali się za przeszklonymi drzwiami, a Isarr niemal dostał ataku, czytając list, który właśnie dostał z Baharatu. Swoją drogą Genna mogłaby zacząć używać technologii.

Od Dantego – Pluszak

Złota grzywa poruszyła się na poduszce, wydała jakiś pomruk, nie mogąc się zdecydować, czy zagrzebać się mocniej w pierzynę, czy wstać jednak, do tego kuszącego ciepłem, solmaryjskiego słońca i nowych przygód, które czekały na każdym kroku. Lecz leżenie dłużej zbrzydło momentalnie, gdy dziecięca rączka nie znalazła niczyjej bliskości obok, zacisnęła się na chłodnym prześcieradle. Para mroźnobłękitnych oczek, po których zawsze nieznajomi rozpoznawali czyjeś zagubione słoneczko, wyjrzały spod kołdry, zamrugały ospale, przyglądając się wnętrzu mieszkania. Duża walizka i ta mniejsza, różowa, wciąż stały na swoim miejscu, wczorajsze ubrania zwisały z oparcia krzesła, kredek i kolorowanki z podłogi nikt nie sprzątnął. Za to drzwi od balkonu były otwarte. Dante się ożywił.

If you lose who you are, what do you have?

Cadaver
Wiek: Po obudzeniu się jako nieumarły, pierwsze co znalazł w jednej z licznych kieszeni swojego płaszcza, to wymiętolona kartka urodzinowa, jedna z tych, co to wyją wniebogłosy kiedy się je otworzy. Wciąż jeszcze działała, pomimo swojego obszarpanego wyglądu, więc Cadaver pozbył się jej w takim tempie, jakby to był wąż gotowy zatopić zęby w jego dłoni. Zanim jednak spoczęła w kupie gruzu i śmieci, dało się zobaczyć napis, jaki widniał w jej wnętrzu: "Nie przejmuj się, że kończysz trzydziestkę. Przyzwyczaisz się. Oczywiście do tego czasu będziesz już miał czterdziestkę na karku." Wobec tego uznaje, że bez powodu ta kartka nie znalazła się w jego posiadaniu i naprawdę umarł w wieku 30 lat.
Data urodzenia: Dużo czasu mu zajęło zorientowanie się, jaki był dzień, miesiąc i rok, gdy się obudził, ale ostatecznie wydedukował, że jeżeli (i o ile) zmarło mu się w dniu urodzin, to tym dniem musiał był 13.11.
Płeć: Mężczyzna. Chyba. Nie był pewien, więc sprawdził.
Rasa: Zombie. Procesy gnilne jednoznacznie na to wskazują.
Pochodzenie: Nie znalazł w swoich kieszeniach jakiegokolwiek dowodu na to, że opuścił kiedykolwiek Novendię.
Zawód: Kto wie, czym zajmował się kiedyś. Aktualnie, od kiedy się obudził w tym lekko martwym stanie, zaczął co nieco zarabiać pracując jako kurier. Albo raczej takie typowe przynieść, podaj, pozamiataj. Jak zapłacisz, to coś zrobi. Niekoniecznie to, co chcesz i niekoniecznie dobrze. Ale zrobi.
Opis: Dotknięte amnezją (i średnio przyjemnym towarzystwem upierdliwej papugi) sarkastyczne zombie, którego aktualnie jedynym celem w życiu jest znaleźć sposób na przytwierdzenie utrąconej kończyny tam, gdzie powinna należeć. No i odzyskanie wspomnień i dawnego życia, oczywiście.

"Kto się wcześnie położy i wcześnie z łóżka wyskoczy, ten od tego głupieje i nie widzi na oczy."

Ross Roiz

Mozaika

Od Cinnie - uszy

   Dzień zapowiadał się całkiem zwyczajnie, ale miałam niejasne przeczucie, że wydarzy się coś dziwnego. Zaczęło się od śniadania - podczas przygotowywania tostów usłyszałam dziwne dźwięki zza okna. Brzmiały jak szept, może śpiew. Byłam pewna, że to wiatr, ale kiedy mocniej się wsłuchałam dźwięk stał się wyraźniejszy, jakby ktoś (lub coś..?) wołał mnie po imieniu. Wyjrzałam przez okno, ale nikogo nie zobaczyłam. Potrząsnęłam głową, jakby to miało sprawić, że głosy uciekną z mojej głowy, i sięgnęłam po kawę. Stwierdziłam, że musiałam się przesłyszeć, lecz głosy powróciły.

Od Yangcyna – Uszy

Kawiarnia „Mokry Nosek” obchodziła przeróżne święta. Na wielkie, popularne okazje typu Halloween czy Yule lokal zawsze świecił kolorowymi dekoracjami w odpowiednich motywach, pieski biegały w fikuśnych ubrankach, a nawet pracownicy nosili ciuchy i fartuchy pasujące do reszty. Nie mogło się też obejść bez specjalnych promocji oraz niesamowitych ciast, które były tak pyszne, że nawet bariści podjadali na zapleczu, gdy szefowa nie patrzyła. Nie to, że by ich za to ukarała, bo dobrze wiedziała, jaki miała ogromny talent do pieczenia. To chyba ta psia miłość ją napędzała.
Czasami obchodzono też trochę mniej popularne święta, w tym najważniejszy dla całej kawiarni Dzień Psa. Wtedy lokal cieszył się sporą ilością klientów, bo wszyscy okoliczni wiedzieli, że trwały specjalne okazje – po pokazaniu obsłudze zdjęcia własnego pieska dostawało się zniżkę na ciasto oraz darmowe smaczki dla ukochanych czworonogów. Nic więc dziwnego, że tyle osób się tu zjawiało.
Ach, i wtedy pracownicy również się specjalnie ubierali.

Od George'a - Pluszak

TW: myśli samobójcze, ale tak tylko trochę
Nadeszła jesień. Na drzewach kołysały się kolorowe liście, które opuszczały gałęzie z każdym podmuchem wiatru. Wędrując po chodnikach Stellaire, przydeptywane były jedynie w godzinach szczytu. Wraz ze skróceniem dnia wiele osób decydowało się na przesiadywanie w domach. Nie tylko natura powoli zasypiała, ale też i ludzie. Mimo to umysł George'a był nieskażony odpoczynkiem. Przerzucając się z boku na bok, nie mógł wyrzucić ze świadomości daty, którą podpowiadał mu ekran telefonu. Siedemnasty listopada oznaczał jego urodziny.

Od Bashara – Pył

Najgorsza burza piaskowa nie czyniła tak straszliwych zniszczeń, jak te demony z północy, wgryzające się w tkankę pustyni na podobieństwo odstręczającego czerwia. Namnażali się i kłębili niczym robactwo, połyskując swoimi rdzawymi tarczami, i nie miało znaczenia, ilu z nich wykrwawiło się wśród wydm – z północy wciąż nadciągali nowi, gotowi zginąć za swą Imperatorkę i jej orła, aż barwa diun nie zmieni się z łagodnego złota w obrzydliwą czerwień. Kimże była kobieta, posyłająca kolejne legiony na śmierć, tak daleko od domu, od rodzin i bliskich, by zniknęły wśród bezlitosnych piasków? Czy obojętny był jej płacz wdów i sierot, czy była głucha na żałobne zawodzenie rodziców? Niczym okrutna bogini, przesuwała kolejne życia, na podobieństwo pionków na planszy, podległych każdemu jej kaprysowi. I wszystko to dla tych purpurowych złóż metalu, nieprzydatnych dla niczego innego, prócz siania płomienistego zniszczenia.
Śmierć i zniszczenie – to było jedyne, co przybywało do nas z północy. Wojna przeciw tym demonom była jedyną słuszną ścieżką, lecz, zlitujcie się przodkowie, ponieśliśmy tak sromotną klęskę.

16 listopada 2024

Od Bernarda – Gwiazda

TW: depersonalizacja/derealizacja?? nwm czy się zalicza ale daje w razie czego
– Wiesz, co mówią o piegach? – rzuciła któregoś poranka Mathilde. Gorące, solmaryjskie słońce wypalało dziury tam, gdzie rolety nie dosięgły okna, wpuszczając poranne promienie do sypialni. Tilde sunęła opuszkami po skórze jego przedramienia, łącząc przestrzeń między kolejnymi znamionami, jak dźwięki akordu na klawiaturze. Bernik wpatrywał się w sufit, zaciskając palce na kołdrze. Próbował nie wybuchnąć.

Od Virgila – Szczęście

Tamta noc zabarwiła się w jego wspomnieniach nieśmiałym dotykiem, uśmiechem Eneasza, obawą i nawiną nadzieją, że wątpliwości okażą się niesłuszne. To stało się zbyt szybko, zbyt nagle, decyzja poparta zapłakaną samotnością i sercem, który przyjmowało w siebie wiele, choć nie dawało rady tyle udźwignąć. To musiało się tak stać, bo Eneasz nie dałby mu więcej czasu i straciłby go bezpowrotnie. Był jednak moment, ten niecały, słodki miesiąc, gdy Vi wierzył, że szczęście się do niego uśmiechnęło. Choć nawet potem trzymał się tej myśli, jak pies w klatce cieszący się z tektury do spania, a nie gołej ziemi.

Od Song Ana - Gwiazda

— Song Ning często pytał o Grom? — dopytywał Song An, nie kryjąc swojej ciekawości.
— Odkąd mu o nim powiedziałem, prawie codziennie — odparł bóg burzy. — Bardzo chciał zobaczyć naszą górę. Ja jedynie żałuję, że nigdy nie zdążyłem mu jej pokazać.

Od Terrella – Duch

W całym budynku szkolnym rozbrzmiała melodyjka oznajmiająca koniec zajęć. Wraz z pierwszymi nutami rozniósł się harmider, a chwilę później trzewia szkoły wypluły z siebie tłumy uczniów. Dzieciaki wypadły na szeroki chodnik, niektóre niemal pobiegły do czekających na nie aut. Większość aż do parkingu szła w przyjacielskich grupkach, później wszyscy się żegnali, choć zdarzały się i takie paczki przyjaciół, które razem wciskały się do pojazdu. Niezależnie jednak od towarzystwa lub też jego braku, każdy ostatecznie wsiadał do jednego z samochodów.
Dobra, prawie każdy.

Od Bashara – Piasek

Przez wszystkie lata swego panowania, spędziłam w Komnatach Rady niezliczone godziny. Patrzyłam, jak sama Komnata się zmienia, tak samo, jak zmieniały się podległe mi ziemie. Niegdyś było to proste pomieszczenie, o posępnie kamiennych ścianach, zbyt duże dla umiejscowionego w środku stołu i otaczających go drewnianych krzeseł – na tyle duże, że mój głos, wysoki i dziewczęcy, niósł się echem, myląc moje własne słowa. Pamiętałam zimną posadzkę, twarde siedzenie i drzazgi, które właziły mi w palce.

Od Cinnie - duch

  Cinnie, muszę ci o czymś powiedzieć - powiedziała Lena, z błyskiem ekscytacji w oczach. Znałam dziewczynę od lat i wiedziałam, że jest osobą o dość bujnej wyobraźni, ale to co mi opowiedziała, brzmiało tak komicznie, że aż trudno było mi w to uwierzyć. - Myślę, że w moim domu mieszka duch.

15 listopada 2024

Od Song Ana - Przemiana

— Co dolegało Song Ning’owi? — zapytał boski sługa. Z opowieści mistrza wynikało, że stan jego partnera był poważniejszy, niż im się to wydawało na początku. 
— Pewnie już sam się domyślasz. 
Song An nie był głupi. Zazwyczaj. Posiadał pewną wiedzę książkową, którą zdobył pod czujnym okiem swojego mistrza. Były to setki lat spędzonych nad spisaną przez wiele pokoleń wiedzą na tematy wszelakie. Boski sługa znał więc przynajmniej te najpopularniejsze choroby. 
— Gruźlica? — zgadywał. Wszystko na nią wskazywało: kaszel, krew, złe samopoczucie. Była to choroba, która od wielu wieków prześladowała śmiertelników. 
— Niestety masz rację — przytaknął Yunru Lei. — Były to suchoty. Ja jednak rozpoznałem je zbyt późno.

Od Dantego – Portfel

Węgiel niemyty oczywiście się spóźniał. To znaczy, cała miaucząca ekipa wciąż nie pojawiła się w barze, ale przyczyną tego było pierdolenie Zapałki, który nie zamierzał nigdzie wypuszczać chłopaków, dopóki nie zagrają chuj wie jakiego kawałku, chuj wie który raz, żeby chuj poczuł się usatysfakcjonowany. Opierdol za olewanie godzin spotkania też by wyłącznie brykiet dostał, tak dla pewności, że nic mu się w nosie nie zatkało i para dalej ma skąd lecieć, a nie zbierać się przypadkiem w pustej komorze mózgowej i grozić wybuchem. Picie samemu w barze i kiwanie się na wysokim stołku barowym przestało już dawno interesować Dantego, ale co zrobisz, jak nic nie zrobisz, frajerów wciąż nie było, zaś muzyka grała taka, że co najwyżej kostkę chciało się sobie złamać, by nie musieć do niej dłużej się kiwać.
Syren westchnął, zamieszał tym, co zostało mu w kuflu, gdy wtem ktoś dosiadł się stołek obok, posłał mu przymilny uśmiech.
— Hej, postawić ci tarota za piwo?

Od Nikandros – Przemiana

TW: krew, implikowany kanibalizm, samobójstwo.
Imprezy w bursie były najlepsze, bo dzielono je rocznikami, a to oznaczało, że żadne z rodzeństwa Nikandros nie miało jak jej zniszczyć zabawy. W sumie teraz to i tak nie miało znaczenia, bo i tak wszyscy zdążyli szkołę ukończyć i została tylko ona. Ten fakt również dawał jej przewagę nad rówieśnikami. Słynna Lohengrin, dzięki której mogą nachlać i nawciągać się czego tylko chcą do woli, bo nawet ochroniarze bali się pisnąć pół słówka. Czego Lohengrinówna zapragnęła, to dostawała. Dlatego imprezy pod jej patronatem były, łagodnie mówiąc, zajebiste. Przynajmniej dla okolicznych dzieciaków, których rodzice nie zdawali sobie sprawy, na co ich dziatwa wydaje kieszonkowe. Nikandros nie szczędziła kontaktów, bo nawet jeżeli na imprezach nie bawiła się najlepiej, wśród ledwo trzymających się na nogach nastolatków, to przynajmniej mogła swoimi występkami deptać po odciskach rodziców. Wszystko smakowało lepiej zakropione nutą zemsty.
Nikt nie imprezował na taką skalę jak dzieciaki bogatych rodziców. Dodanie do tego szkoły z internatem robiło z każdego weekendu niebezpieczny koktajl. Jednak ta impreza była inna. Inna niż wszystkie. I zmieniła tor życia całego rodu Lohengrinów.

Od Yangcyna – Przemiana

TW: krew, śmierć, przemoc.
Słońce jeszcze świeciło wysoko na niebie, oświetlając rozciągające się w nieskończoność Wielkie Równiny. Po niebie leniwie snuły się białe obłoki, rzucając na ziemię wielokształtne plamy cieni. Złote trawy szeleściły od wiatru, kołysały się niemal rytmicznie, tworząc fale przemierzające stepy. Panował spokój, błogość. To był właśnie ten krajobraz, który kochali wszyscy mieszkający tutaj Altańczycy.
Źdźbła uginały się pod kopytami gniadego kuca, który niespiesznym krokiem wędrował po równinach. Na jego grzbiecie siedział odziany w skóry, z futrzaną czapką na głowie, średniego wieku mężczyzna. Przez plecy miał przewieszony łuk i kołczan ze strzałami, tuż za nim spoczywała upolowana zwierzyna.
Jeździec poprawił w rękach lejce, cały czas uważnie się rozglądał, jakby czegoś szukał.

Od Ignisa – Miłość

Mały Scaldor nie wychodził często. To do niego przychodzili – głównie nauczyciele, bo rodzice dbali o swe jedyne dziecko, starannie planowali dla niego grafik i treść zajęć. Czasem przychodzili do niego jacyś lekarze, badali go i mierzyli, odznaczali coś w tabelkach, a potem dopytywali się, jak radzi sobie z ogniem, czy płomienie go słuchają. Scaldor wyciągał wtedy dłoń do tego przenośnego palnika, który lekarze ze sobą przynosili, a potem nic się nie działo, zaznaczano ostatnie kratki, a Scaldor czuł, że czegoś nie zaliczył i że zawiódł i rodziców, i lekarzy.

Od Cinnie - portfel

Dzień zapowiadał się zwyczajnie, choć w centrum handlowym czuć było zbliżające się święta. Przyszłam tu, by znaleźć parę prezentów, ale nie miałam w planach długiego szukania. Przechodząc między półkami, zauważyłam coś leżącego na podłodze - stary portfel. Odruchowo podniosłam go, rozglądając się, czy ktoś w pobliżu go szuka, ale wokół było pusto. Portfel wyglądał na mocno zużyty, z widocznymi śladami wieloletniego użytkowania. Otworzyłam go, licząc na to, że znajdę jakiś kontakt do właściciela.

14 listopada 2024

Od Nikandros – Krew

TW: krew (duh), przemoc, rozmowy o torturach
Posada kustosza muzeum wcale nie była taka zła. Nikandros przeżyła najróżniejsze prace, nim trafiła na tę, która usatysfakcjonowała ją w pełni. Kuchciła w restauracjach, pisała recenzje sztuk i wystaw, pomagała rzeźnikowi, pracowała w czyimś ogrodzie, była luzakiem w stadninie. Nic, czego chciała dotknąć i spróbować, nawet z czysto ludzkiej ciekawości, nie było poza jej zasięgiem. Jednak to dopiero dzięki pracy w muzeum, zajmowaniu się ustawianiem co nowszych wystaw, decydowaniu, na czym osiądzie głodny sztuki wzrok zwiększającego, poczuła, że dotarła do swego celu.

Od Yangcyna – Fan

Yangcyn potrafił siedzieć na komisariacie godzinami.
Dobra, lekko przesadził, bo bardziej wolał polować, znaczy się, gonić przestępców, ale niestety nie miał do tego zbytnio okazji. Jak już go brano do spraw, to zwykle jedynie na miejsca zbrodni, żeby użył swoich cudownych rączek do pomocy przy odzyskiwaniu dowodów lub innych dupereli. Ale przynajmniej udało mu się zaprzyjaźnić z Andreą, a ponieważ Andrea przyjaźniła się też z Fienną, czasami to ona zabierała ogoniastego chłopaka do pomocy. Jego horyzonty stopniowo się poszerzały!

Od Tristana – Krew

TW: krew i rozpierdol
Guziki koszuli rozpinał niespiesznie, jakby w istocie szykował się do jakiegoś świętego rytuału, który należy traktować z należytym namaszczeniem, powolnością ruchów dając sobie czas na nacieszenie się szczególną chwilą. To, czemu miał się niedługo poddać, tak jak poddawał się temu przez ostatnie osiem lat, obok świętości nigdy nie stało, a wręcz znajdowało się naprzeciw wszelkiej religii, dzierżąc czarną magię tak jak boskie istoty dzierżyły miecze. Nie, żaden bóg nie mógł spodziewać się tego wieczoru przypływu sił od sakramentalnych czynów oddanego mu śmiertelnika. Co teraz Tristan robił, robił wyłącznie dla siebie, wspominając przeszłe życie, rozważając obecne i akceptując czekające go cierpienie, od którego nie było dla niego ucieczki. Marhalt zaskrzeczał w jego głowie wyjątkowo głośno, wyjątkowo natarczywie, niczym bestia czekająca przy kratach swej klatki, uważnie obserwująca płat mięsa, którym machało się jej przed oczami.

Od Song Ana — Krew

Song An potrafił przyrządzić wszelkiego rodzaju mieszanki lecznicze. Jego mentor zadbał o to już na samym początku edukacji.  
— Czy to dla Song Ning’a nauczyłeś się przygotowywania lekarstw z ziół, mistrzu? 
— Poniekąd tak — przytaknął Yunru Lei. — Już wcześniej się tym interesowałem, ale przypadłość Song Ning’a rozwinęła moje umiejętności. Byłem gotów zrobić wszystko, żeby mu pomóc.

Od George'a – Krew

TW: samobójstwo
Były różne sposoby, na które jego życie mogło potoczyć się gorzej. Scenariusze grały w jego głowie, kiedy tracił przytomność. Na krótko pojawiła się w nim zazdrość do wersji siebie, która miałaby prawdziwy powód, by pragnąć śmierci. Chciał, żeby było gorzej. Na tyle źle, by się nie bać. Strach na szczęście po czasie zastąpiła cisza.

Od Seymoura – Miłość

Gdy był jeszcze małym szczylem i jedyne, co robił, to marudził Jarvisowi, że się nudzi, wrota Kuźni były dla niego portalem prowadzącym do jakiejś zaklętej, baśniowej krainy. Ojciec znikał tam na długie godziny, przykazując na odchodnym, że jeśli będzie doskwierała mu samotność, podręczniki z krystalografii, metalurgii i magifizyki ciała stałego na pewno dotrzymają mu towarzystwa, a jeśli będzie potrzebował większego wyzwania, to w bibliotece jest kilka tomów interesujących zbiorów zadań z programowania funkcji golemów, może przerobić parę z nich, potem sprawdzić w odpowiedziach. Seymour uśmiechał się słabo i niechętnie na te propozycje, wiedząc dobrze, że praca w Kuźni jest ciężka i że ojciec nie ma łatwo, ale dziecięce serce tęskniło, potrzebowało uwagi i bliskości, okazywanej inaczej, niż okazywać je potrafił Cedric.

Od Cinnie - godzina

Tego poranka, jak zwykle przy śniadaniu, skrolowałam bez celu internet w poszukiwania zajęcia na ten dzień. Nagle wpadłam na coś, co od razu przykuło moją uwagę: artykuł zatytułowany „Znamy twoją godzinę przeznaczenia!”. Już po kilku pierwszych zdaniach dowiedziałam się, że wystarczy odpowiedzieć na kilka prostych pytań, by ustalić, w którym momencie dnia wydarzy się coś niezwykłego, a może nawet zmieni moje życie. Brzmiało to nieco mrocznie, ale i intrygująco.

13 listopada 2024

Od Nikolaia — Kawa

Przyśpieszył kroku, aby ominąć grupę irytujących osób. Szli przed nim wyjątkowo powoli, zatrzymywali się nagle, kręcili po chodniku. Nikolai nie miał na to czasu. Głowa Nikolaia bolała po wczorajszym wieczorze. Pragnął utonąć w panującej ciszy swojego sklepiku. Na swoje szczęście, nie musiał już daleko iść. Sklep z różnościami znajdował się tuż za rogiem.

Od Dantego – Powrót

Korytarz komisariatu jak zwykle śmierdział. Mokrym psem, słabą kawą, moralnym pierdoleniem. Jak tak o tym myślał, to właściwie nic się nie zmieniło od czasów jego pierwszego zatrzymania za nastolatka i zawleczenia do pokoju przesłuchań, z którego prawie zwiał po ugryzieniu policjanta w rękę. Odór zawsze był ten sam, smród gnijącego kodeksu zawieszonego na ostrzu wykutym z wątpliwej prawości i dobrych chęci czynienia świata lepszym. Ale jedno należało policji przyznać – sprzęt dobry sobie wreszcie ogarnęli, te wzmocnione runami i zaklęciami kajdanki naprawdę Dantego wkurwiały.

Od Song Ana — Badania

Song An odetchnął z ulgą. Cieszył się, że Song Ning bezpiecznie wrócił do domu. Boski sługa myślał tylko o tym, jak bardzo szczęśliwy musiał być jego mistrz w tamtej chwili. Spotkanie to połączyło dwa zagubione serca. 
— Song Ning już został z tobą, mistrzu? — zapytał boski sługa z nadzieją w głosie. 
— Nawet nie wiesz, jak bardzo bym tego pragnął.  

Od Bernarda – Radio

DZIKIE SZCZENIĘ nigdy nie było tworem godnym radia. Przynajmniej tak od zawsze mówili im pracownicy najróżniejszych płytowni, menedżerowie większych i bardziej zjadliwych zespołów, wszyscy fani i hejterzy zespołu. Ci, którzy doceniali artystyczność Szczeniaków mówili, że to dobra rzecz. Bo media wypłukują znaczenie z piosenek, rozpracowują je na zbyt cienko rozwałkowane ciasto. Wyżerają tych, dzięki którym się żywią, jak pasożyt. Ci mniej usatysfakcjonowani ich dźwiękiem po prostu narzekali, że krzyk to nie muzyka, a głupie dzieciaki z Solmarii nie umieją grać, i tyle.
SZCZENIĘ od zawsze było zbyt kontrowersyjne, niewyczesane, niegrzeczne. Dzikie.

Od Cinnie - film

    W dzisiejszy wieczór, po wyjątkowo długim dniu, jedyne, o czym marzyłam, to wskoczyć pod koc i zanurzyć się w ulubionym filmie. To było coś więcej niż zwykły relaks – potrzebowałam odprężenia, które przynosi tylko dobra, nieco bajkowa historia. Przerzucałam różne tytuły, aż w końcu zatrzymałam się na tym jednym. Wiedziałam, że mnie rozczuli, że będzie pełen przygód, ciepła i emocji. Niezależnie od tego, ile razy już go widziałam, każda scena wywoływała we mnie te same emocje.

Od Terrella – Powrót

Zatrzymał motor, zdjął z głowy kask. Zmierzwił ręką włosy, nieco je ogarniając, następnie spojrzał w górę.
Wrócił pod ten jebany łuk.

Od Janka – Bigos

Jak Matouškova zażyczyła sobie więcej kiełbas i wędliny, to jedyne, co Matoušek mógł zrobić, to postawić nową wędzarnię. Robotny chłop był, ale nawet najbardziej robotny chłop nie postawi w pojedynkę wędzarni, a przynajmniej tak Matoušek swojej lubej wmawiał, zwietrzywszy okazję do tego, by naspraszać sobie kolegów i mieć dobrą kompanię do degustacji zawartości tamtych kamionkowych dzbanów, co przez zimę Matouškova narobiła, a potem nosem kręciła, jak tylko Matoušek chciał po któryś sięgnąć.
Sama Matouškova, sprytem od męża nie odbiegając, stwierdziła, że skoro on kolegów sprasza, by wędzarnię stawiać, to ona koleżanki sprosi, bigosu razem nagotują – będzie co na wieczór po robocie zjeść, będzie dobre do tamtego śliwkowego wina, a poza tym, to wiadomo: z robotą zawsze raźniej, gdy kogoś ma się do pomocy, jest do kogo gębę otworzyć i z kim coś pośpiewać.

12 listopada 2024

Od Bernarda – Pamięć [AU]

TW: śmierć
Pustynia miała to do siebie, że uwielbiała brać, nie dając nic w zamian. Najchętniej by tak brała, brała, aż po każdym rebeliancie, bo każdym strefowym budynku i zwierzęciu nie zostałoby nic. Nawet pył. Z chęcią pożarłaby wszystkich, którzy postawili stopę na piachu, razem z kośćmi, ubraniami i bibelotami. Jednym kęsem. Dlatego rebelianci zbudowali Skrzynkę. By pamiętać.

Od Song Ana — Pamięć

— Ale Song Ning wrócił, prawda? — W głosie Song Ana można było usłyszeć niemały żal. Nie wyobrażał sobie nawet tego, że tak bliska jego mistrzowi osoba zaginęła gdzieś bez słowa pożegnania. Zostali rozdzieleni i to wbrew własnej woli. 
— Nigdy nie powiedziałem o tym, że nie wrócił — odpowiedział Yunru Lei, delikatnie marszcząc brwi. — Za dużo myślisz, Song Anie.

Od Dantego – Pamięć

— Zajebię się przez tych jasnowidzów.

Od Cinnie - kamień

  Ten dzień zapowiadał się spokojnie, tak zwyczajnie, ale kiedy zerkając w kalendarz dostrzegłam, że to Światowy Dzień Sierot, poczułam impuls, by zrobić coś niezwykłego. Przez chwilę zastanawiałam się nad planem, aż przyszła mi do głowy idea, która była prosta i magiczna: malowanie kamieni, jako symboliczny akt nadziei i wsparcia. „Zaadoptuj kamień na święta” - sama nazwa akcji wydawała się idealna, by choć na chwilę wnieść trochę radości tym, którzy mogą jej w te święta najbardziej potrzebować.

Od Yangcyna – Kamień

TW: śmierć, krew, gore???, ale chyba nie jest tak źle?.
Słońce jeszcze nie świeciło wysoko na niebie, gdy demon leżał sobie przy niskiej konstrukcji z kamieni. Było stosunkowo wcześnie, w powietrzu unosił się poranny chłód. W oddali nad złotymi trawami wciąż wisiała mgła.

Od Andrei – Pamięć

TW: pedofil.
Szli przez las, Radagast intensywnie rozglądał się za króliczkiem.
— Heeej! Króliczku! Gdzie jesteś! — zawołał, starając się jednocześnie znaleźć zagubionego zwierzaka, jak i zjeść swoje lody. Zwrócił się do mężczyzny. — A jak właściwie nazywa się pana króliczek?